Portal Magnapolonia ostrzega: Katolicy to podludzie

wandalizm katolickich fanatyków - zniszczony posąg Świętowita

W zapleśniałych kazamatach Internetu funkcjonuje sobie „Prawicowy Portal Informacyjny” Magnapolonia. Na tejże stronie (w tekście Sąd Najwyższy wskazał wyraźnie: Katolicy to podludzie) gospodarz wypłakuje się, że:

Istotą tolerancji w świecie postępu, na straży której stoją w Polsce sądy, jest to, iż katolicy muszą tolerować wszelkie zachowania i wypowiedzi, a także prowokacje godzące w ich uczucia, sami zaś nie mogą liczyć, że ktokolwiek będzie przejmował się ich wrażliwością i uczuciami.

Odpowiem zapłakanemu autorowi, że polscy katolicy jego pokroju – czyli odmiana ultra-agresywnych religijnych fanatyków – sami nie przejmują się niczyją wrażliwością i uczuciami, wręcz przeciwnie chętnie łamią wszelkie normy współżycia społecznego, byle tylko niszczyć cudze symbole religijne, zawłaszczać cudzą przestrzeń sakralną i narzucać się innym ze swoją ostentacją religijną.

Aby nie być gołosłownym i zilustrować, na czym polega problem z katolickimi fanatykami w Polsce, przedstawię dwie sytuacje.

W pierwszych dniach stycznia (2018) w środowisku rodzimowierców gruchnęła wiadomość o tajemniczym zniknięciu posągu Światowida (Świętowita) z Babiej Góry koło Choroszczy. Posąg ten powstał dwadzieścia lat wcześniej, z inicjatywy Sławomira Halickiego, dyrektora Centrum Kultury w Choroszczy. Początkowo była to ozdoba miejscowego Jarmarku Dominikańskiego, potem posąg przeniesiono na pobliską Babią Górę (dawna nazwa „Świtkowizna” od Świętowita), poświadczone historycznie dawne miejsce kultu przedchrześcijańskiego, za zgodą ówczesnego właściciela. (…) Miejsce to stało się atrakcją turystyczną, wkrótce powstał „Szlak Światowida”. (…) Rzeźba wielokrotnie padała ofiarą aktów wandalizmu – przewracano ją, próbowano przepiłować, podpalano. Ocalała przede wszystkim dlatego, że była zbyt masywna jak na możliwości pojedynczego chuligana. Dlatego do jej usunięcia, co stało się według naszych szacunków w połowie grudnia 2017, potrzebna była zorganizowana grupa 5-6 osób z transportem samochodowym.Zniknięcie posągu spowodowało ogromne wzburzenie w środowisku rodzimowierczym w kraju i za granicą. Rodzimy Kościół Polski (…) złożył oficjalne zawiadomienie o przestępstwie z art. 196 kk oraz wniosek o nadanie statusu pokrzywdzonego. Ostatecznie prokuratura sprawę umorzyła, a policja niczego istotnego nie ustaliła. Posąg cynicznie wyceniono na 400 PLN, żeby wobec przedmiotu sprawy tak nikłej wartości nie wszczynać postępowania z urzędu.

Spodziewając się takiej stronniczości rozpoczęliśmy własne dochodzenie, odnajdując m.in. nagranie z sesji Rady Miasta Choroszczy (13 grudnia 2017), na którym radny Jan Czarniecki złożył wniosek o usunięcie posągu z Babiej Góry, motywując to faktem, że podczas pierwszej wojny światowej utworzono tam cmentarz żołnierzy niemieckich, a ponadto usunięcia nazwy „Szlak Światowida” z folderów reklamowych gminy oraz przemalowanie muralu z Światowidem na ścianie Urzędu Miasta. Bezpośredniej odpowiedzi nie otrzymał, ale wszystkie jego żądania zostały w krótkim czasie zrealizowane. Zdaniem radnego oczekiwał tego miejscowy proboszcz i miał to być „prezent” z okazji 20-lecia powstania miejscowej Akcji Katolickiej.

Fragmenty tekstu: K.T. Lewandowski, Historia Gajownik

Z holu Domu Turysty PTTK na szczycie Ślęży, 30 km na południe od Wrocławia, 26 października 2013 r. usunięto replikę posągu Świętowita – czołowego bóstwa z panteonu dawnych Słowian. Został on tam postawiony przez polskich wyznawców przedchrześcijańskich wierzeń w 2010 r. jako pewien symbol i znak tego, czym była niegdyś góra.
Jak informują owe wspólnoty w internecie, haniebny, iście średniowieczny czyn, przejaw religijnego fanatyzmu i nietolerancji, dokonany został pod naciskiem ks. prałata Ryszarda Staszaka, proboszcza parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sulistrowicach. W tych działaniach aktywnie wspierały go władze samorządowe miejscowości położonych u stóp Masywu Ślęży. W wyniku presji psychicznej duchownego oraz uległych mu przedstawicieli władz kierowniczka placówki była zmuszona usunąć rzeźbę.
(…) Środowiska wyznawców religii słowiańskich protestują przeciw jej usunięciu, ale ich głos nie jest słyszany w polskich mediach. Zabiegi mające doprowadzić do usunięcia Świętowita ze Ślęży trwały już od pewnego czasu. Działania proboszcza Staszaka oraz władz gminy Sulistrowice są w sposób oczywisty bezprawne i absolutnie niecywilizowane. Do tej pory Kościół katolicki ograniczał się do słownych ataków na Wiarę Przyrodzoną Słowiańską. Akt spalenia Świętowita na wrocławskim Ostrowie Tumskim podczas widowiska o charakterze religijnym – ale także artystycznym – był przejawem eskalacji wrogości wobec tej formy wierzeń religijnych ze strony uczestniczących w jego przygotowaniu duchownych katolickich*. Bezkarność i milczenie wobec tego aktu sprowokowały dolnośląskich fundamentalistów religijnych do bezpośredniego ataku. Być może ludziom decydującym się na ten akt bezprawia zdawało się, że usuną rzeźbę po cichu i nikt nie zaprotestuje. Jest to pierwszy bezpośredni – tak piszą w oświadczeniu przedstawiciele Wiary Przyrodzonej Słowiańskiej – czynny atak Kościoła katolickiego na symbol religijny innej religii w Polsce.

Fragmenty tekstu: Świętowit wyrzucony ze Ślęży


* Takich widowisk było w ostatnich latach w Polsce o wiele więcej, np. w Lądku podczas „Festiwalu kultury słowiańskiej i cysterskiej”, trwa Programowe niszczenie Słowiańszczyzny

Skoro zapoznaliśmy się z tym, do czego są zdolni polscy katoliccy fanatycy religijni, przyjrzyjmy się sytuacji, która tak zbulwersowała anonimowego redaktora Magnapolonia:

Nauczycielka Grazyna J. z zespołu szkół w Krapkowicach w 2014 r. zdjęła krzyż, wiszący w pokoju nauczycielskim. W szkole z powodu zdjęcia krzyża odbyły się rada pedagogiczna i referendum, w którym 90 proc. nauczycieli opowiedziało się za ponownym powieszeniem krzyża w pokoju nauczycielskim.
Grażyna J. uznała, iż jest dyskryminowana ze względu na swe poglądy i skierowała sprawę do sądu. Jak wskazywała, z powodu jej bezwyznaniowości była mobbingowana m.in. przez kierownictwo szkoły.
(…)

Sąd Najwyższy odrzucił we wtorek skargę nadzwyczajną Prokuratora Generalnego od wyroku ws. dyskryminacji nauczycielki z Krapkowic zasądzającego odszkodowanie i przeprosiny pedagog. Spór kobiety z dyrekcją rozpoczął się po zdjęciu przez nią krzyża ze ściany w pokoju nauczycielskim.

Grażyna J. ewidentnie jest osobą nietolerancyjną, ale w postępowym świecie taka postawa jest promowana. Za to za akt nietolerancji uważa się brak zgody na tego rodzaju akty nienawiści wobec chrześcijan, jakiego dopuściła się Grażyna J.


No cóż, katolicy ewidentne pełnić tu mają rolę podludzi (niem. Untermenschen), podczas gdy wyznawcy ideologii LGBT wyniesieni zostali do roli nadludzi (Übermensch).

Sądzę, że warto zwrócić uwagę na pewien szczególny rys polskiego katolickiego fanatyka, który może umykać uwadze postronnych obserwatorów. Otóż dla takiej osoby walka z rodzimowierczymi symbolami religijnymi w przestrzeni publicznej i walka z miejscami kultu naszych przodków jest zasługą dla „zbawienia”, walką z „pogańskimi bałwanami”, za którą dostanie nagrodę od Jahwe, boga-ojca chrześcijan. Podejście do symboli religijnych własnych praprzodków (czyli do cząstki własnej historii i tożsamości) jest u takiej osoby nacechowane wyższością i pogardą (ale stosunek tych fanatyków do gwiazdy Dawida, menory czy półksiężyca jest już o wiele lepszy, nie słyszałem, by polscy katoliccy fanatycy demontowali bądź demolowali (patrz zdjęcie wprowadzające) Żydom menory i gwiazdy Dawida albo muzułmanom półksiężyce – widać w pierwszym przypadku boją się procesów, a w drugim – że zostaną zabici, rodzimowiercy są za to łatwym i bezpiecznym celem, jeśli chodzi o „zarabianie punktów w niebie”) . Jednocześnie osoba taka postrzega demontaż własnych symboli religijnych jako wielkie świętokradztwo i zamach na jej duszę – zastanawiające, skąd się bierze tyle KALIZMU1 u polskich fanatyków katolickich.

Przyjrzyjmy się jeszcze przez chwilę sprawie „zawłaszczenia” polskich szkół. Zacznijmy od tego, że do 1989 szkoła była przestrzenią publiczną wolną od symboli religijnych. I tak powinno pozostać w państwie, w którym edukacja nie zajmuje się indoktrynacją religijną (a przynajmniej nie ma się zajmować i nie powinna). Krzyż w przykościelnej salce katechetycznej nikogo nie ma prawa razić, bo to jest przestrzeń prywatna określonej grupy wyznaniowej.

Co innego – system edukacyjny i przestrzeń publiczna. To agresywni, żądni zawłaszczania przestrzeni publicznej i wykluczania z niej innych fanatycy katoliccy poznaczyli polskie szkoły krzyżami. Gdyby po polskich szkołach biegali islamiści i wieszali w każdej sali lekcyjnej symbole półksiężyca (ile nam do tego zostało?) jak czuliby się ci „krzyżowcy”? A normalny człowiek, oddzielający państwo i edukację od religii – nie żaden ateista i agnostyk nie może czuć, że coś jest mu odbierane i zawłaszczane przez agresywnych religijnych oszołomów?

Nauczycielka demontująca symbole religijne ze swojego miejsca pracy, które powinno mieć KONSTYTUCYJNE GWARANCJE NEUTRALNOŚCI ŚWIATOPOGLĄDOWEJ ma tu pełną rację. Może ja najchętniej widziałbym w każdej sali lekcyjnej posągi Świętowita, Trygława, Swarożyca i Peruna, a ktoś inny – Mąkoszy, Łady i Kupały – i co, będziemy doposażać sale lekcyjne i pokoje nauczycielskie w całym kraju w symbole rodzimowiercze, tam gdzie nauczyciele-rodzimowiercy są większością? A jak frakcja nauczycieli starozakonnych zażąda gwiazdy Dawida i menory w każdej salce, to im mamy pozwolić dowiesić w tych szkołach, gdzie MAJĄ WIĘKSZOŚĆ w ciele pedagogicznym?

To pod rozwagę tym, co tu jeszcze zostali rozważni.


1 Kalizm – posługiwanie się „moralnością Kalego”, z braku mentalnego i intelektualnego uposażenia do posługiwania się jakąkolwiek inną moralnością, rodzaj etycznego upośledzenia właściwy żyjącym na wolności plemionom Afro-Arfykanów, wywoływany przez tzw. prątki Kalego (łac. Mycobacterium Caliensis), zakaźny, przenoszony drogą akulturacji i indoktrynacji religijnej; przyniesiony na tertytoria zamieszkane przez Słowian wraz z cywilizacją łacińską przez zakażonych misjonarzy ok. IX w. n.e., w XVI w. na terytorium I Rzeczypospolitej dotarły, wraz z zakonnikami Towarzystwa Jezusowego zmutowane na południu Europy bardziej agresywne, zakaźne i zjadliwe szczepy prątków Kalego. Według danych SANEPID i Ministerstwa Zdrowia 95% populacji katolików w III RP miało kontakt z zakażonymi. Ostra odmiana choroby występuje u ok. 5% populacji, jednak uciążliwość społeczna i ostentacyjne zachowania przyczyniają się do subiektywnego zawyżania tego odsetka przez postronnych obserwatorów. Leczenie i profilaktyka: w przypadku ciężkiego przebiegu choroby brak znanych skutecznych terapii, edukacja i wyeksponowanie na akademickie podręczniki filozofii i religioznawstwa redukuje zagrożenie rozwojem ciężkiej postaci do 0% z wyjątkiem osób predysponowanych genetycznie. Niestety wraz ze spadkiem jakości edukacji po 1989 r. do dziś rośnie liczba Polaków dotkniętych półostrym przebiegiem choroby, szczególnie wśród młodzieży wyeksponowanej na seanse spirytystyczne G. Brauna przed ambasadą USA i seniorów przyjmujących wziewnie fale elektromagnetyczne z toruńskiej rozgłośni.

4 myśli w temacie “Portal Magnapolonia ostrzega: Katolicy to podludzie

  1. Witam Pana Światowida!

    Zwrot „moralność Kalego” wywodzi się, jak wiemy, z powieści Sienkiewicza „W pustyni i puszczy”. Jako nastolatek zaczytywałem się jego  trylogią, także i powieścią o Stasiu Tarkowskim i Nel. Niestety wtedy nie dostrzegałem, jaką to wredną, nachalną i załganą katolicką propagandę uprawiał Sienkiewicz w jego powieściach – także w trylogii. Najgorszą jego powieścią była Quo vadis – obraz ckliwych, świątobliwych wręcz, pobożnych krystowierców prześladowanych przez Nerona. Były to kompletne bzdury – w Rzymie za czasów Nerona było być może z 10 krystowierców. Ta dżuma dopiero powoli zaczynała rozlewać się z Palestyny, najpierw na sąsiednie tereny na Bliskim Wschodzie. Wstawkę o prześladowaniach krystowierców w czasach Nerona w Rzymie u Tacyta dopisali później kopiści kościelni, niszcząc oryginały. Inna rzecz, że w I wieku Rzymianie kompletnie nie odróżniali krystowierców od judaistów – dla nich była to po prostu kolejna żydowska sekta.
    Ale wracam do „moralności Kalego”. W ubiegłym roku trafiłem przypadkowo na informacje o tym, że pewna polonistka w Polsce napisała petycję domagając się usunięcia z listy lektur szkolnych „W pustyni i puszczy”. Motywowała to m.in. tak: „To książka, która pomimo wielu swoich wspaniałych cech, uczy pogardy, braku szacunku i poczucia wyższości nad każdym, kto nie jestem białym chrześcijaninem.”
    Pod wpływem tej informacji wyszukałem w sieci audiobook z tą powieścią i przesłuchałem ją. I powiem tak – o ile powieść ta była dla mnie wspaniała, gdy czytałem ją mając 13 lat, to teraz słuchając ją odczuwałem w wielu momentach po prostu obrzydzenie. Bo jest w niej w wielu miejscach obrzydliwa, nachalna krystowiercza propaganda, ucząca faktycznie pogardy do wszystkich poza białymi krystowiercami – Murzni są źli i prymitywni, muzułmanie fanatyczni i źli , jedynie biali krystowiercy są dobrzy i mądrzy i szlachetni i niosą czarnym i muzułmanom postęp, cywilizację, kulturę i „prawdziwą wiarę”.
    Kali „nawracany” przez Stasia Tarkowskiego przedstawiony został jako osoba o pokrętnej moralności pogańskiej – gdy ktoś Kalemu ukraść krowę to jest to zły uczynek; gdy Kali komuś ukraść krowę to jest to uczynek dobry. Taka jest wszak moralność krystowierców – gdy oni niszczą symbole pogańskie to jest to dobre i chwalebne; gdy poganie niszczą ich symbole to jest to gwałt na wolności sumienia i przejaw skrajnej nietolerancji. Gdy sami od IV wieku prześladowali i mordowali milionami pogan, „heretyków”, „bezbożników” i „czarownice” to było to słuszne i dobre, gdy zaś gdzieś ubito krystowiercę, pchającego się z własną nachalną propagandą i „nawracaniem” gdzie go nie chciano, to jest to prześladowanie krystowierców.

    Jak ja nie cierpię tej nadjordańskiej fanatycznej zarazy.

    Polubienie

    1. Dziękuję za komentarz – moje stanowisko w sprawie polskich fanatyków katolickich i ich mentalności ma Pan w tekście pod hasłem „Kalizm”. Hasło jest prześmiewcze, satyryczne, ale moim zdaniem – „kalizm” to charakterystyka człowieka, któremu fanatyzm religijny odebrał zdolność rozróżniania między dobrem a złem definiowanym inaczej, jak interes jego grupy wyznaniowej. Prawdziwą tragedią narodu polskiego jest, że tacy „kaliści” niszczą polskie życie polityczne (Interes narodowy kontra egoizm sekciarzy – w którym tracimy z oczu interes całej zbiorowości Polaków na rzecz wojenek między fanatykami katolickimi a garstką trzeźwych polskich patriotów czy tam nacjonalistów [nie mylić z syjon-waszyngtońską agenturą pod ksywką „narodowcy” czy „Ruch Narodowy”]).

      Co do Sienkiewicza – jeszcze jako nastolatek czytałem „Ogniem i mieczem” i zastanawiałem się, dlaczego niby mam stawać po stronie troglodyty (Wiśniowieckiego), który nawet posła od Chmielnickiego kazał nabić na pal. Albo różnych polskich szlachetków, mordujących hurtowo zbuntowane ruskie chłopstwo (nazywane dla niepoznaki i dehumanizacji „czernią”). Co do „rasizmu” i kato-szowinizmu we „W pustyni i w Puszczy” to jakoś to po mnie spłynęło niezauważone, była to lektura z podstawówki, kiedy śledziło się przygody a nie tło etnograficzno-kulturowe. A moralność Kalego została w pamięci nie jako „rasizm” czy „kato-szowinizm”, a jako dowcip, anegdotka. „Nawracanie” Kalego na katolicyzm było dla mnie wtedy jakimś kompletnie ZBĘDNYM, NUDNYM wątkiem (nawet nie wiedziałem, PO CO Staś Tarkowski sobie tym zawracał głowę – bo było dla mnie, wówczas dziecka, jakoś zupełnie naturalne, że Murzyn ma jakąś swoją religię, a „nasza” jest tam, w tamtym świecie, „jakoś” OBCA), kompletnie zepchniętym w cień przez np wątek ratowania słonia.

      Jako osoba bezwyznaniowa, uznająca, że wszyscy bogowie zostali stworzeni przez człowieka całe chrześcijaństwo postrzegam jako JEDNĄ Z FIKCJI. Ani złą, ani dobrą. Zło w imię fikcji czynią ludzie, kierujący się albo słabościami swojego charakteru lub umysłu (Interes narodowy kontra egoizm sekciarzy), albo cyniczne łotry, wykorzystujące ideologię opartą na FIKCJI dla swoich celów ekonomicznych bądź politycznych.
      Ja rozumiem, że w żydowskich klechdach nazywanych Starym Testamentem dostrzega Pan apologetykę zbrodni i okrucieństwa, być może rzutującą na postępowanie ludzi, których umysły zostały skażone bezkrytycznym wchłonięciem promowanych tam zachowań (bo też trudno nie zauważyć analogii między niemieckim szowinizmem doby Hitlera a ludobójczym szowinizmem biblijnych Żydów – ale nie trzeba sięgać aż do Hitlera – rzezie Albigensów czy Noc Świętego Bartłomieja to przecież obrazki o BIBLIJNYM „RODOWODZIE” na więcej niż jednej płaszczyźnie). Problemem są zawsze ludzie, dający prymat FIKCJI i interesom FIKCJI nad intuicyjnie wyczuwanym (znanym z z imperatywu kategorycznego Kanta) „dobrem” i „złem” – w wymiarze międzyludzkim i społeczno-narodowym.

      Polubienie

  2. Pozwolę sobie na jedną uwagę.

    Jest rzeczą oczywistą, że krystowierstwo jest fikcją, niemniej uważam, że jest złe u samych podstaw, nawet bez zbrodniczych „nauk kościoła”, który zapędzał owieczki do dokonywania masowych rzezi na „wrogach wiary i kościoła”.
    Co jest złego w samych podstawach krystowierstwa? Otóż w ewangeliach wielokrotnie żydowski „zbawiciel” straszył nieposłusznych i niepokornych ogniem piekielnym, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów. Natomiast pokornym, posłusznym i ślepo, tępo i bezrefleksyjnie wierzącym obiecywał „królestwo niebieskie”. Była to oczywista prymitywna metoda sterowania owieczkami metodą kija i marchewki. Tym było krystowierstwo od początku – sterowaniem owieczkami przy pomocy zastraszania ich piekłem i obiecankami „zbawienia”.
    Drugim „grzechem śmiertelnym” krystowierstwa u samych podstaw było przedstawianie go jako jedynej jedynie prawdziwej prawdy objawionej, ogłoszonej przez samego „zbawiciela”.
    Trzecim – nakaz „misjonowania” – rzekomo z woli samego boga-ojca, który rzekomo chce, by wszyscy ludzie w niego uwierzyli i jemu służyli. W tym nakazie można dopatrzeć się już przyszłych dymów palonych miast „bezbożników” i poczuć swąd palonych na stosach pogan, heretyków, bezbożników i czarownic.

    W moim przekonaniu więc krystowierstwo jest od samego początku, od jego podstaw i fundamentów złe. Ale czemu się dziwić – było bękartem judaizmu, będącego w sumie rasistowską wręcz i zbrodniczą ideologią „wybraństwa” udrapowaną w „pismo święte”.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Otóż w ewangeliach wielokrotnie żydowski “zbawiciel” straszył nieposłusznych i niepokornych ogniem piekielnym, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów. Natomiast pokornym, posłusznym i ślepo, tępo i bezrefleksyjnie wierzącym obiecywał “królestwo niebieskie”. Była to oczywista prymitywna metoda sterowania owieczkami metodą kija i marchewki.

      O ww wadach systemu motywacji w chrześcijańskiej religii (strach i korupcja, egoizm głównym motywatorem) pisałem w tekście Interes narodowy kontra egoizm sekciarzy, ale tam chodziło mi tylko o to, że po odrzuceniu tych zmyślonych nagród i kar system etyczny chrześcijaństwa staje się równorzędny z dowolnym „świeckim” systemem etycznym, dyktowanym przez IDEOLOGIĘ, bo religia pozbawiona pierwiastka zmyślonego (nadprzyrodzonego) jest po prostu ideologią (przepisem na urządzenie życia / systemu wartości społeczności „wyznawców” ideologii).

      Z problemem „dobra” wymuszanego „kijem i marchewką” mocował się Luter, który twierdził że „dobre” są tylko te czyny, które wynikają z „wiary” (realnej internalizacji systemu wartości), a nie chęci kupienia sobie „raju” albo ucieknięcia przed „piekłem”. Problem leży zatem wg Lutra raczej w powszechnym niezinternalizowaniu wartości postulowanych przez Chrystusa przez chrześcijan – i pozorowaniu go oraz „kupczeniu” uczynkami dla „zbawienia”.

      Drugim “grzechem śmiertelnym” krystowierstwa u samych podstaw było przedstawianie go jako jedynej jedynie prawdziwej prawdy objawionej, ogłoszonej przez samego “zbawiciela”.

      Jako sekta judaizmu chrześcijaństwo nie mogło być inne. Dla pogan istniało wielu bogów, każde plemię miało swoich, ani lepszych ani gorszych od bogów innych plemion. Dla judaizmu bogowie wszystkich innych ludów są fałszywi i nie zasługują na szacunek, zaś ich wyznawcy są podludźmi nienawistnymi Jahwe (nawet Żydzi czczący innych bogów mieli być przecież eksterminowani). Można powiedzieć, że judaizm / Stary Testament był duchowym ojcem totalitaryzmów (pełna kontrola życia jednostki i społeczeństwa, brak zgody na inne systemy wartości). Chrześcijaństwo, trzeba to przyznać, jednak z czasem się „ucywilizowało”. W końcu nikt w III RP na stosie spalony nie został jak Łyczyński, a Pan wykręcił się sulistrowickiej INKWIZYCJI „głupimi” 15 tys. grzywny (szyderstwo).

      Trzecim – nakaz “misjonowania” – rzekomo z woli samego boga-ojca, który rzekomo chce, by wszyscy ludzie w niego uwierzyli i jemu służyli. W tym nakazie można dopatrzeć się już przyszłych dymów palonych miast “bezbożników” i poczuć swąd palonych na stosach pogan, heretyków, bezbożników i czarownic.

      Prozelityzm przejawia się obecnie w pędzie do zawłaszczania przestrzeni publicznej i wykluczania z niej innych, także na przejmowaniu państwa i jego instytucji. Jest to społecznie dość uciążliwe, o wiele bardziej niż świadkowie Jehowy pukający ze „słowem bożym” raz na pół roku … Ale lepsze to od „nawracania” ogniem i mieczem…
      Judaizm też „misjonował”, ale tylko terytoria, ludzi na tych terytoriach wycinał w pień … Chrześcijaństwo jest jakby nieco lepsze … Ale tylko z jednego powodu. Jako sekta judaizmu odrzucona przez Żydów musiało PRZEFORMUŁOWAĆ totalitarno-szowinistyczną ideologię judaizmu na internacjonalistyczną (ale to prawdopodobnie nie Chrystus tak „ustalił” doktrynę, tylko APOSTOŁOWIE po jego śmierci – np. Ga 3:27-29, powinien Pan znać te fragmenty Ewangelii, gdzie Jezus mówi, że przyszedł tylko do Żydów i gdzie okazuje poganom niechęć). Dodatkowo chrześcijaństwo głosiło egalitaryzm – równość wszystkich swoich wyznawców (której to równości kres położyło dopiero ukształtowanie się antyegalitarystycznego KOŚCIOŁA HIERARCHICZNEGO, tak bliskiego sercu prof. Wielomskiego). Jak przystało na „satanistę” (wg „Maruchy”, hehe) rzucę bluźnierstwo – moim zdaniem nośność chrześcijaństwa wynikała z jego PROTO-socjalistycznego przekazu (na miarę epoki brązu) – tzn. w obrębie „komuny” chrześcijańskiej powstawał wirtualny świat, gdzie wszyscy byli sobie równi i do tego „braćmi” (lub „siostrami”, z tym że nie na pewno, bo NT mówi, że po chrzcie „nie masz mężczyzny ani kobiety” – czy to był jakiś proto-„gender”?!? – ALE to już List do Galatów Ga 3:27-29, czyli „Dzieje Apostolskie” po ukrzyżowaniu). A w judaizmie taki egalitaryzm był nie do pomyślenia – tam kobieta była pod mężczyzną, mężczyzna – pod kapłanem, zaś kapłan pod arcykapłanem, a całość – pod królem.

      Jezus dla „starozakonnych” był więc tak samo „strasznym” bytem, wywracającym ich świat do góry nogami, jak dla polskich katolików ten anegdotyczny „profesor od genderu”. A apostołowie POSZLI DALEJ (Ga 3:27-29) niż Jezus.

      Polubienie

Dodaj komentarz