Pocztówki z Donbasu: Aleksander Chodakowski – niewidzialny z Kremla agent SBU i doniecki „ojciec chrzestny”?

Po co w ogóle dziś zajmować się jakąś prehistorią, jakimiś jatkami na samym początku walk o Donbas? Co one mają wspólnego z sytuacją dziś? Polskiego czytelnika może to tylko znudzić, jakaś "kopanina po kostkach" po rosyjskiej stronie, wyciąganie jakichś potknięć, kompromitacji, prawda? Prehistoria. W 2015r. Noworosja została "pogrzebana" przez Kreml - komuś tam się zdawało, że jest bardzo sprytny, że "rozgrywa" Ukrainę przy użyciu porozumień mińskich. W rzeczywistości - rzekomy "szachista" okazał się naiwnym dzieciakiem, któremu pod nosem, całkowicie jawnie - "przed kamerami", zbudowano armię przeznaczoną do pacyfikacji Donbasu i Krymu. I ta armia 16-17.02.2022 rozpoczęła natarcie artyleryjskie na Donbas. Od opisywanych zdarzeń minęło 8 lat. Paramafijny układ polityczno-militarny w DRL [i ŁRL] pozostał nienaruszony. Przez 8 lat nikt w wywiadzie ani kontrwywiadzie FR nie nadał sprawie dalszego biegu. Kariery Puszylina i Chodakowskiego wręcz rozkwitły, ich "stronnictwo" (ludzie Achmetowa) ma się świetnie, zaś ludzie z innych stronnictw - poumierali w "nie do końca" jasnych okolicznościach albo uciekli z polityki. Nawet przystępując do wojny Kreml nie przeprowadził żadnej czystki w szeregach przywództwa militarnego ani politycznego (oligarchicznego) DNR i ŁRL. Co wskazuje na to, że stan rzeczy w ŁRL i DRL jest mu (od początku?) znany i zgodny z oczekiwaniami ("PLANEM"?). Być może przesadnie optymistycznie zakładam tu, że lokator Kremla w ciągu 8 ostatnich lat zainteresował się tym, co się realnie dzieje w Donbasie.