Pocztówki z Donbasu: Andriej Morozow „Murz” – Moje siedem lat wobec waszych siedmiu dni

koty_nic_nie_widze_slysze_mowie
Leniuszki, przeczytajcie minimum fragmenty wyróżnione na czerwono …

Publikuję zaległe tłumaczenie tekstu A. Morozowa. W artykule opisuje on swoje stanowisko wobec prehistorycznego już zdarzenia – „przegrupowania” sił zbrojnych FR z obwodu charkowskiego, dzięki czemu Ukraińcy wymordowali wszystkich mieszkańców, których podejrzewali o sympatyzowanie z Rosją, po czym zaczęli trąbić na cały świat o tym, że zabici przez nich cywile to ofiary rosyjskiego ludobójstwa. Jedni rejteradę z charkowszczyzny nazwali zdradą, inni – kolejnym porozumieniem genialnego wodza Putina z jego drogocennymi zachodnimi partnerami w ramach „dyplomacji” mińsko-stambulskiej, czyli typowego dla lokatora Kremla użyczania wszystkim chętnym własnej „słabizny”. O ile inteligentni rosyjscy ludzie małej wiary jeszcze w 2014r. stwierdzili, że „coś jest nie w porządku”, to najbardziej zatwardziali – porzucili wszelkie nadzieje w 2015r., gdy oficerowie rosyjscy w praktyce zaprezentowali swoje kwalifikacje na polu boju, a politycy FR – w Mińsku. My, polscy przyjaciele narodu rosyjskiego długo łudziliśmy się, że wszystko, co słyszymy złego o lokatorze Kremla, to produkty „anglosaskiej” i „banderowskiej” (czytaj żydowskiej) propagandy. Że „ON” bardzo chce, tylko jeszcze nie może, ale ma „GENIALNY PLAN”, i tylko patrzeć, jak – już, już – spektakularnie położy wrogów (zachód, Żydów, NATO, NWO i wszelkie zło) na łopatki. W ogłupieniu utrzymywali nas, prorosyjskich Polaków, ludzie, którzy od nieraz dziesięcioleci dostarczali nam alternatywnych wobec kłamstw zachodniej propagandy informacji o rosyjskiej polityce i przebiegu rosyjskiego starcia geopolitycznego z zachodem. Byliśmy w tej samej sytuacji, co znaczna część społeczeństwa rosyjskiego, utrzymywana w świecie fikcji przez oficjalną propagandę. Najinteligentniejszym z nas klapki z oczu opadły w pierwszych tygodniach SWO, gdy – mimo odrzucania tego, czym karmiła nas ukro-żydowska propaganda „wolnego świata” – nie zobaczyliśmy działań, które byłyby wskaźnikami prawidłowo zaplanowanej i prowadzonej operacji wojskowej przeciw władzom banderowskim Ukrainy. Niektórzy „obudzili się”, że coś jednak „źle idzie” dopiero po wrześniowej charkowskiej katastrofie, czyli dokładnie wtedy, co Rosjanie żyjący w bańce propagandowej budowanej przez Konaszenków, Sołowiowów, Simoniany itp. itd. Poniższy tekst jest adresowany właśnie do tych – na własne życzenie – „późno przebudzonych”. Oczywiście na różnych „psychuszkach24”, „bucologiach”, „adabsurdumach”, „gejówkach” i „blogach Baruszka” wciąż duszą się we własnym (i agenturalnym) sosie sieroty po sprzedanych im „szklanych domach” „wielkiego wodza słowiańszczyzny”. Cóż, nie każdy jest „wyuczalny” i nie każdy jest „wybudzalny”. Ja ze swojej strony próbuję tylko dotrzeć do Polaków z tą odrobiną prawdy, którą desperaci pokroju I. Girkina, W. Kwaczkowa i A. Morozowa wykrzykują od lat z peryferiów rosyjskiego Internetu w szeroko zamknięte uszy ludu. Niektórzy uczciwi Polacy, jak Paweł Ziemiński z Wiernipolsce1.wordpress.com nie boją się pisać prawdy o wojnie, sytuacji w Rosji i na Ukrainie, wbrew „głównemu nurtowi” publicystyki „antysystemowej”, inni, jak Dariusz Kosiur obawiają się o własny wizerunek „antysystemowca” w oczach polskiego „antysystemowego” czytelnika:

Druga rzecz, która mnie niepokoi, to fakt, że prezentowanie zdecydowanie negatywnych ocen „zbiorowego Putina” i jego polityki – i nie ma znaczenia, że jest to krytyka czyniona z odmiennych pozycji niż czyni to bandycki Zachód – (…) ustawia nas w jednym szeregu z żydowsko-anglosakimi mediami i z elitą wasalnego reżimu IIIRP/Polin” wśród polskich i rosyjskich odbiorców naszej publicystyki.

Pozwolę sobie nie zgodzić się z panem Kosiurem. Po pierwsze dlatego, że świadome powielanie kłamstw kremlowskiej propagandy tylko po to, by utrzymać „klientelę czytelniczą” i wizerunek „antysystemowca” w jej oczach jest moralnie obrzydliwe. Bo to okłamywanie tej cząstki własnego narodu, która w ogóle próbuje samodzielnie myśleć, szukać jakiejś prawdy. Po drugie dlatego, że świadome powielanie jakichkolwiek kłamstw to droga ku samozagładzie, ku zniszczeniu własnej wiarygodności. Wszystkie kłamstwa ostatecznie runą, a ludzie zapamiętają, kto ich oszukiwał. I nie zapomną ani nie przebaczą tego różnym „antysystemowym wodziryjom”. Więc przed panem Kosiurem nie stoi zadanie „utrzymania wizerunku antysystemowca” tu i teraz, tylko długoterminowe zachowanie wiarygodności przed Polakami chcącymi coś wiedzieć o realnie zachodzących procesach. Bez tej wiarygodności nawet najlepszy, najbardziej pro-narodowy przekaz dla Polaków jest funta kłaków nie wart – bo nikt już potem kłamcy nie będzie traktował poważnie. Tak więc, szanowni „towarzysze broni” z „trzeźwego” sektora „antysystemowego” – trzymajmy się po prostu prawdy dla zasady, niezależnie od kosztów, jakie to przynosi tu i teraz, w końcu przynajmniej my służbowo, za srebrniki kłamać nie musimy.


Moje siedem lat wobec waszych siedmiu dni

Autor: Andriej Morozow, „Murz” [Андрей Морозов „Мурз”]
Tytuł: Siedem lat i siedem dni (Семь лет и семь дней)
Opublikowano: 16.09.2022
Źródło: Семь лет и семь дней.
Tłumaczenie, wyróżnienia i komentarze: Światowid, swiatowid.video.blog

Nie będę mógł przeglądać, siedząc na świeżym nocnym powietrzu i tępiąc komary na świecącym ekranie, całego zalewu tekstów z tych dni na Telegramie. Ale myślę, że najlepszym sposobem na scharakteryzowanie tego strumienia są te dwa obrazki
Nelzya_nelyzya_1

Nelzya_nelyzya_2

Autor postu, Igor Gomolski, który w tych dniach jest pod ostrzałem w Doniecku, nie jest człowiekiem nieśmiałym i doskonale włada słowem. Napisał „Nie można teraz nie można” zamiast „Rozpaczać teraz nie można”, nie przeczytał ponownie tego, co napisał, zamieścił to i dopiero potem poprawił. Jest to bardzo „znamienny” wyznacznik gęsiego strachu, który wkradł się do rosyjskiego społeczeństwa, ogólnej nerwowości i niedomówień, które mówią więcej niż sama treść wypowiedzi.

Tak jak wielu ludzi w tych dniach nagłej i szybkiej klęski wojsk rosyjskich na charkowszczyźnie wzdrygało się przed płaczem, histerią, paniką i rozpaczą, tak wielu ludzi, którzy potrafili zapanować zarówno nad sobą, jak i nad słowem drukowanym, w znacznie mniejszym stopniu niż Igor, wzdrygało się przed napisaniem „Nie ma co panikować! Nie ma co rozpaczać!”. Niektórzy rzucili się do pocieszania – „Jeszcze wrócimy! Tak, nigdy nie byliśmy gotowi na wojnę, ale zawsze wygrywaliśmy!”. (choć jeszcze do niedawna ci sami ludzie mówili, że jesteśmy gotowi, że przygotowywaliśmy się przez wszystkie siedem lat obowiązywania porozumień mińskich i tylko ze względu na przygotowania doszło do całej mińskiej kompromitacji).

„Zawsze wygrywający” szybko zapomnieli o kampanii prutowskiej Piotra Wielkiego, Austerlitz, wojnie krymskiej, wojnie rosyjsko-japońskiej i wojnie polsko-sowieckiej, w której próba zdobycia Warszawy zakończyła się katastrofą. I wkrótce ci ludzie staną się naprawdę dumni z naszej niegotowości do wojny, bo ostatnio zrobili jej „twarzą” stalowe hełmy i karabiny Mosin donbaskich „mobików”.

Trocki, pamiętam, w swoim czasie zrobił na ten temat cudownie trafny żart – „W mitologii narodowej armia narodowa jest zawsze niezwyciężona”. Nikt nie chce zbierać smutnych owoców zderzenia mitu z rzeczywistością, chce nadal żyć w micie.

Co można teraz powiedzieć?

Możliwe. Wszystko jest możliwe. Zróbcie to, na co pozwala wam ocena waszego poczucia odpowiedzialności za to, co się dzieje. Można się najeść glutów [Ś.: tak w tekście], można być przygnębionym, żyjemy w wolnym kraju, jak to mówią.

NIE DA SIĘ DOROSNĄĆ DO SYTUACJI NA SIŁĘ. Naród jako podmiot polityczny, a następnie państwo zaczyna się od tej świadomości swojej odpowiedzialności za to, co się dzieje, która budzi się w każdym przyszłym obywatelu i kieruje jego praktycznymi działaniami.

Wielkość państwa polega na wielkości jego poddanych (nie pamiętam z którego tomu Diuny jest ten cytat). Teraz mamy, de facto, brak państwa. Izjumska klęska po prostu rozbija cienką skorupę, za którą kryje się pustka i roją się trupie robaki, które uważają się za państwo i wyewoluowały z helmintów [гельминтов], które wypełniały późny sowiecki aparat partyjny [Ś.: trafne spostrzeżenie – Putin, będąc sam symulakrem polityka, prezydenta, męża stanu – wszystko wokół siebie, całe państwo zamienił w symulakr, co szczególnie dobitnie i jaskrawo objawiło się w tych obszarach, gdzie rzeczywistość (wróg) brutalnie rozlicza z kłamstw – w jakości działań aparatu militarnego. Dlaczego tak się stało? Ponieważ realne ośrodki władzy w FR nie potrzebują ani armii ani usług państwa, wszystko czego potrzebują od tego organizmu pseudo-administracyjnego, to zdolność do utrzymywania narodu w stanie pasywnej, apatycznej akceptacji stanu rzeczy – i zdolność do siłowego pacyfikowania w zarodku ośrodków organizacji sprzeciwu. Ich tyrania stoi na strukturach siłowych bezpieczeństwa wewnętrznego i kompletnej korupcji administracji i wymiaru sprawiedliwości. Cała reszta „państwowości” jest zbędną im farsą.].

W tych dniach, kiedy okazało się, że tacy „alarmiści” jak ja i Strielkow mieli rację, mnie, „alarmisty”, nie stać na żadne wzruszenie – ani na żałobę po poległych towarzyszach broni, ani na nadzieję, że ci, o których nie mam wiadomości, żyją, ani na rozpacz nad tym, ilu ludzi, którzy wierzyli w Rosję, nasza armia zostawiła pod rządami nazistów. Już od dawna nie operuję takimi słowami jak „wiara” i „nadzieja”. Od bardzo dawna wiele osób tutaj wie, że – od lata 2005 roku – dla mnie istnieją tylko te rzeczy, które robię, oraz prawdopodobieństwo powodzenia mojej sprawy, które staram się zwiększyć swoimi czynami.

Jeszcze zimą i wczesną wiosną, kiedy wielu myślało, że wszystko idzie świetnie, obserwowałem ludzi pogrążających się w stuporze, z palcem zastygłym nad scrollowanymi newsfeedami i blogami. Oni, posiadając zarówno doświadczenie wojskowe, jak i sporą wiedzę z zakresu wojskowości oraz umiejętność wydobywania i filtrowania informacji, już w tym momencie zaczęli zdawać sobie sprawę, dokąd zmierzają sprawy i popadli w niekończące się malkontenctwo. Wśród strumienia relacji o porzuconym podczas „deeskalacji” sprzęcie [Ś.: mowa o „deeskalacji” spod Kijowa, Sum i Czernichowa], w potoku opowieści o tym, jak to było naprawdę w Charkowie [Ś.: mowa o szarży wgłąb miasta w pierwszych dniach nie-wojny, z której wróciło niewielu].

Teraz ogromna liczba ludzi, którzy przez lata byli przekonani o niezniszczalności naszej armii, na którą wydano biliony rubli, mówi (w tym i do mnie dzwonią i mówią): „To nie może być tak, że Chochoły nas pokonały, prawda? Mamy silną armię. Więc co to jest? ‚Sprzedany mecz’? Zdrada? Kraj jest zdradzany?”

Jeden oficer pospolitego ruszenia, który dzielnie i umiejętnie walczył u mojego boku w latach 2014-2015, patrząc na klęskę Rosyjskich Sił Zbrojnych, stoczył się do poziomu postawy „rozstrzelajcie wreszcie tych kretynów-generałów, którzy ‚na pewno was wszystkich zabiją’. Oni tam nawet ‚Orlany’ zostawili Ukropom, podczas gdy wy zbieracie po kopiejce pieniądze na Maviki.” Nie, to nie jest ukraińskie CIPSO [Ś.: ЦИПСО – wydział SBU do walki informacyjno-propagandowej, z aktywności ukraińskiej w sieci można wnioskować, że w sposób zorganizowany CIPSO wykorzystuje olbrzymią liczbę cywilnych aktywistów w sposób wzorowany na HASBARZE], znam tego człowieka, on w żadnym wypadku nie jest tchórzem. To bardzo doświadczony i profesjonalny żołnierz, który zajął godne miejsce na rynku najemników prywatnych przedsiębiorstw wojskowych. Po prostu w tej chwili może sobie pozwolić na emocje, w przeciwieństwie do mnie.

Jedyne co mogę doradzić ludziom, których teraz stać na emocje, w tym jemu, – jeśli macie wolny czas – przeczytajcie „Refleksje Eterny” Wiery Wiktorowny Kamszy [Веры Викторовны Камши], wszystko jest tam pięknie opisane. O tym, jak pąkle nie życzą szkody statkowi, korniki dębowi, a tasiemce bykowi. O tym jak po prostu dbają o siebie i swoje potomstwo, ale pewnego dnia statek tonie, dąb pada, wół zdycha, a my zaczynamy szukać strasznego spisku.

Nawiasem mówiąc, pierwszy tom tej serii podarował mi jeszcze w 2005 roku mój kolega z pracy, wielki i straszny Serb. „Przeczytaj to” – powiedział z charakterystycznym leninowskim zmrużeniem oka. I przeczytałem to. Dopiero zaczynał przekształcać swoją książkę „Wczoraj będzie wojna” z łańcucha szkiców w pełnoprawną powieść, a o „Pierwszej kosmicznej” pewnie jeszcze nie myślał.

Tak więc absolutnie mam w dupie, przepraszam za wyrażenie, co to było z Izjum i Balakleją – systemowa słabość naszej armii, czy systemowa zdrada kierownictwa politycznego. Może niektórych to zdziwi, ale tak, mam to w dupie, bo przez te wszystkie lata miałem pracę do wykonania, a teraz, gdy ludzie „nie mogą spać w nocy ze stresu”, ja zasypiam jak trup, ledwo dotykając głową poduszki. Ponieważ nie mam ani czasu, ani energii, by się martwić i przeżywać, istnieje monstrualna ilość pracy organizacyjnej i technicznej, którą trzeba wykonać, wykonać pilnie, rozbijając lub omijając wszystkie przeszkody, jakie otoczenie stawia na drodze tej pracy.

Od siedmiu dni żyjecie w tym piekle, gdy zawaliła się przytulna rzeczywistość. Ja żyję „w tym piekle” od siedmiu lat, odkąd w 2015 roku zorientowałem się, że nikt nie zamierza wyciągnąć żadnych wniosków z operacji w Debalcewe. Od czasu, gdy zdałem sobie sprawę, że nikt nie wyciągnie żadnych wniosków ze śmierci naszych czołgistów pod Sanżarowką [Санжаровка], ani z wielu innych, dobrze udokumentowanych epizodów naszych systemowych błędów. Nikt nie będzie dbał o to, by nie nadepnąć ponownie na te same grabie. Że jestem jedynym ocalałym z tego nocnego ogniska w stepie koło Ogulczańska [Огульчанск] w grudniu 2014 roku. Kiedy Misza „Mongoł” śmiał się i żartował, a Kola Ananko opowiadał bajki. Kiedy nie ostało się ani jedno czarno-białe zdjęcie wujka Bibika, na którym był dwudziestoletnim wymuskanym demobem [Ś.: zdemobilizowanym] w mundurze radzieckiego czołgisty, jakby nie upłynęło ćwierć wieku … A jego nazwiska nie ma na granitowych płytach pomnika Ługańskich czołgistów pod Słowianoserbskiem [Славяносербск]. Jestem sam i nie ma nikogo innego, kto mógłby wykonać za mnie moje zadanie – wygrać tę wojnę.

Więc teraz, kiedy wszyscy zastanawiają się nad przyszłością, kiedy wątpią, płaczą, przeklinają, są wściekli i zrozpaczeni, kiedy uciekają lub zastanawiają się, jak i gdzie będą uciekać, kiedy przez Telegram replikuje się wezwania do powstrzymania paniki, ja robię dokładnie to, co wcześniej – pracuję, powoli opróżniając saszetkę z różnymi energetykami, w której, kiedy przyszła do mnie tu, w Kirowsku, był papierek z dopiskiem: „Murzowi od ludzi nieobojętnych”.

Nic z tego, co robię przez te wszystkie lata, nic z tego, co zostało zrobione przez KCPN [КЦПН], Saszę „Akelę” [Саша “Акела”] i cały nasz zespół, żaden z naszych skromnych sukcesów, zwycięstw, żadnych planów na przyszłość, żadnych milimetrowych przesunięć monstrualnych głazów, które pozwoliły nam obrócić je we właściwym kierunku, nie byłoby możliwe bez tych troskliwych ludzi, którzy pomagali nam przez te wszystkie lata i nadal pomagają. Ci ludzie byli i są świadomi swojej miary odpowiedzialności za to, co się dzieje, a jeśli nie mamy państwa, jeśli „jesteśmy zdradzani”, to oto oni – są już istniejącym i funkcjonującym zarodkiem nowego państwa. Dlatego mam w dupie, na ile to co się stało w ostatnich dniach pod Izjum to „spisek”, a na ile banalna niekompetencja wojskowych. Wiedza o tym, jaka jest odpowiedź, nie pomoże mi teraz w niczym, więc po co tracić czas, próbując się dowiedzieć?

Ci zaniepokojeni ludzie, którzy JUŻ myślą inaczej, nie są już „pasażerami”. W swoim „żywym dzienniku” Natasza Kurczatowa [Наташа Курчатова] przekazała, że część cywilów w Rosji poczuła się „jak na Titanicu” podczas kolejnego w tych dniach święta z fajerwerkami [Ś.: mowa o pokazie fajerwerków przy okazji otwarcia przez Putina olbrzymiego „diabelskiego młyna” – takiej karuzeli – w Moskwie]. Podczas gdy dobrze ubrany tłum na górnym pokładzie kontynuuje zabawę, załogę zęzową już zalewa. Otóż ci nie obojętni ludzie, razem z nami, z KCPN [КЦПН], z OPSB [ОПСБ], razem z tymi, którzy przez te wszystkie lata walczyli tu w Republikach, nie są pasażerami Titanica, którzy w krytycznej sytuacji mają „zadanie” – próbować bez paniki ustawić się w kolejce do łodzi ratunkowych.

Jesteśmy na Seidlitz-u [wikipedia: SMS Seydlitz], który dzięki skoordynowanym działaniom jego załogi, marynarzy, nie zatonął nawet po straszliwych uszkodzeniach. Został już spisany na straty jako jedna z ofiar bitwy jutlandzkiej, ale wciąż podążał za eskadrą, bo wewnątrz spalonego i popękanego w szwach żelaznego pudła, rozdzieranego przez pociski dużego kalibru i tonącego coraz głębiej w wodzie, ludzie uparcie wykonywali swoją pracę – gasili pożary, podkładali plastry pod monstrualną dziurę po torpedzie w dziobie, wypompowywali wodę. A chirurg w zatłoczonym ambulatorium operował rannych.

Dla mnie nic się nie zmieniło 24 lutego czy 6 września. Praca jest wciąż taka sama, jest tylko więcej pracy do wykonania. Jeśli zrobimy to dobrze, mamy szansę na zwycięstwo. Jeśli nie zrobimy tego dobrze, przegramy. To bardzo proste. Trudno jest wykonać jak największą ilość tej pracy z jak najmniejszą ilością błędów.

Co się będzie działo dalej? Będzie praca. W Moskwie i Petersburgu będą ładunki krytyczne dla frontu, będą zmieniane po stokroć, ale wszystkie jakoś się w końcu połączą – logistyka i tak będzie się potykać o granicę między Rosją a Republiką. W ostatniej chwili zostaną przywiezione i wrzucone do ładunku paczki z krytycznie ważnym sprzętem, które jakimś cudem zdążyły przylecieć z Ali-Express, a ja będę klął, szukając ich w skrzynkach, jeśli nie zdążyły zostać poprawnie wpisane na listę ładunków. Przez republiki będą ostrożnie kołować ciężarówki UAZ, załadowane do stanu „poziomych resorów”. Będą artylerzyści i moździerzowcy, którzy w odpowiednim momencie otrzymają elektroniczne tablice artyleryjskie do swoich dział i moździerzy, co pozwoli im szybciej i precyzyjniej trafiać w cele. Otrzymają je na wzmocnionych smartfonach, które są już załadowane mapami przyszłych pól bitewnych. A ja, po wydrukowaniu instrukcji do nich i włożeniu ich do pudełek ze smartfonami, będę się denerwował, że zapomniałem dodać w tej papierowej instrukcji „Arkusz dla Hiacyntów został wykonany z tabel dla luf 2C5, innych nie ma, dlatego przy pracy z 2A36 w wersji holowanej należy odjąć jeden od celownika”. I zaznaczę sobie bezpośrednio w pliku Worda, w którym wpisuję ten tekst „Ostrzeż {wykrzyknik} o „hiacyntach” i dopisz do reszty”.

Muszę wykonywać swoją pracę. Nawet wtedy, gdy jest chaos, panika i ch*** wie co. Szczególnie wtedy. I nie tylko ja to rozumiem. Jakoś nie widzę tu w ŁRL żadnej paniki. Ludzie wokół są już przyzwyczajeni do trudnych sytuacji po tych wszystkich latach wojny, także robią swoje.

Istotą wojny, jednym z jej głównych wymogów, jest to, że właściwi ludzie i właściwe rzeczy znajdują się we właściwym miejscu i we właściwym czasie. I wtedy wydarzenia, które wydają się zupełnie niemożliwe, stają się możliwe. I bardzo się cieszę, że dziś jestem w „Duchu” [„Призрак”], w jednostce, która od 2014 roku była magnesem dla ludzi nieobojętnych na losy ojczyzny, dla tych, którzy wbrew przeciwnościom dążyli do wygrania tej wojny. Z pewnością brakuje nam tych wszystkich, którzy zginęli przez te lata, tych wszystkich wierzących w naszą sprawę, silnych ludzi, ale jesteśmy wobec nich wszystkich odpowiedzialni za cele, za które oddali swoje życie, i być może to da nam dość siły, by zwyciężyć.

Tak, nie będę teraz pisał „Na pewno wygramy!”. „Bo Bóg jest z nami”, „Prawda jest z nami”, „Moskwa jest za nami” i tak dalej. Jest tysiące blogerów, którzy powiedzą Ci to na różne sposoby. A jeśli chcesz dokładnie tego, to możesz to u nich przeczytać. Napiszę Wam, że wygra ten, kto będzie najsilniejszy we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Ten, kto w najtrudniejszym momencie z chłodną głową zrobi swoje. Nie jestem wielkim ekspertem w pisaniu „tekstów motywacyjnych”.

Na zakończenie chciałbym powiedzieć, że ostatnio trochę się zagalopowałem w sprawie konieczności zaprzestania tworzenia w Federacji Rosyjskiej wszelkiego rodzaju BARS-ów i innych „batalionów ochotniczych” do udziału w SWO. Jeden taki batalion musi być jeszcze sformowany. Bardzo potrzebne i bardzo pilne. Z tych wszystkich, którzy opowiadali o „sieciocentrycznym zdobyciu Debalcewa w trzy dni”, o tym, że „Javeliny nic nie zmienią w Donbasie”, że Bayraktary nie mają wpływu na nic i tak dalej. Wszyscy ci zacni ludzie – Szurygin, Sojustow, Kramnik, Zagatin, pułkownik Baraniec, magiczny absolutnie „pułkownik Chodarjonok” [Шурыгин, Союстов, Крамник, Загатин, полковник Баранец, „полковник Ходарёнок”], wszyscy oni teraz, gdyby mieli najmniejszą odrobinę sumienia, powinni pójść i zaciągnąć się do takich BARS-ów, a dowodzić nimi powinien bez wątpienia Jurij Podoljaka [Юрий Подоляка; Ś.: he he, och jak cholernie jestem za!].

Zły wiek? Zła budowa ciała? Przewlekła choroba? Brak specjalizacji wojskowej? Całkowita niezdolność? „My, mistrzowie gatunku konwersacyjnego, będziemy tu bardziej przydatni!”. Żaden z tych pretekstów dla uniknięcia mobilizacji w ŁRL nie zadziała. Wszyscy razem na „froncie wewnętrznym” nie jesteście teraz bardziej przydatni niż jeden „mobik” z Donbasu, a na froncie możecie przynajmniej obierać ziemniaki i rozładowywać ciężarówki z amunicją.

I to nie ja czy Strielkow, który przez te wszystkie lata mówił prawdę, ale wy, obywatele, od lat kłamiecie na temat prawdziwej sytuacji w Donbasie i w rosyjskich siłach zbrojnych, co teraz doprowadziło kraj na skraj katastrofy militarno-politycznej. Nie nasza prawda, ale wasze kłamstwa są powodem, że ludzie teraz masowo odbierają opuszczenie Balaklei, Izjum i reszty obwodu charkowskiego jako „układ” i mówią o „zdradzeniu kraju”.

Swoją drogą jestem bardzo ciekawy, jaki procent tych, którzy przez lata publicznie nazywali Strielkowa tchórzem, marudą i „zbiegłym dowódcą”, wymyślając i rozsiewając najdziksze plotki na jego temat, będzie miał kroplę ludzkiej godności, która doprowadzi ich do publicznego przeproszenia tego człowieka o wybitnej odwadze osobistej i bardzo dalekowzrocznej inteligencji. Idź i przeproś, a następnie udaj się do biura poboru [Ś.: tak, wodzireje i klientelo „bucologów”, to i was się tyczy – i masy innych agenturalno-idiotopożytecznych mend w polskim internecie].

Nie ma potrzeby przepraszać mnie za to, że nazywano mnie „panikarzem” i „dekownikiem”, pamiętam wszystkie te słowa i tych, którzy je wypowiadali, a po wojnie, jeśli będę żył dostatecznie długo, będę, w prostych, robotniczo-chłopskich słowach, bił tych, którzy je wypowiadali .

Kirowsk, ŁRL, 16.09.2022

4 myśli w temacie “Pocztówki z Donbasu: Andriej Morozow „Murz” – Moje siedem lat wobec waszych siedmiu dni

  1. Naklepałem długi komentarz, ale mnie z sieci rozłączyło i cały tekst poszedł żydowi od ogon…

    Spróbuję jeszcze raz.

    Kilka dni temu napisałem na Neonie – to moje siedliszcze. przyzwyczaiłem się, zapuściłem tam korzenie – komentarz (pierwsze dwa wersy w ukośnikach, to treść, którą komentuję):

    //trwa ewakuacja ludności z Chersonia w głąb FR.
    Obecnie są doniesienia, że ukry ponoszą ciężkie straty.//

    Za niedługo przeczytam. że Ukry skapitulowały po zajęciu KRYMU!!!

    Tak to Putin wyzwala Donbas. Co mnie nie dziwi. Bo on wyzwala Donbas od Republik LUDOWYCH(!) które są solą w ślepiach KAŻDEJ władzy DEMOKRATYCZNEJ, czyli lichwiarskiej; także tej kremlowskiej…

    P.S. Niestety jakoś to wygląda tak jak w tym dowcipie z czasów Zimnej Wojny. Trochę przerobię bohaterów:

    Putin i Warchołomyr Nazileński ścigali się we dwóch w wyścigu kolarskim.
    Putin zajął zaszczytne drugie miejsce, a jego rywal przyjechał na metę przedostatni…

    ————–

    W poprzedniej, pierwotnej, wersji mojego komentarza, znikniętej po automagicznym rozłączeniu netu, było jeszcze coś o @Bacy z bloga Bacologia.
    Nie chce mi się teraz tego pisać jeszcze raz.

    Ale jeszcze raz nakreślę coś takiego.
    Gdy umrze osoba, którą się opiekuję, to spieniężę wszystko, co mam, i pojadę na Donbas. Pomagać.
    Walczyć z bronią nie będę, bo mi – jako żołnierzowi, Nadwiślańczykowi, z NJW MSW nie wolno w cudzej wojnie. Ale mogę obierać ziemniaki, albo i gotować posiłki, a umiem, dla Bohaterów LUDOWYCH Republik Donbasu!

    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za kolejny artkuł.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Szanowny Panie Kmieciu,
      Aleksander Dugin – główny „ideolog” i „geostrateg” Putina, puszczony w odstawkę po 2014r., kiedy po mordzie w Odessie publicznie stwierdził, że to zdarzenie kładzie kres możliwościom jakiegokolwiek dialogu z „majdanowymi” „władzami” Ukrainy – mówi, że putinowskiej Rosji brak ideologii. Gdy realnie i retorycznie FR to właśnie ukochany przez Dugina cerkiewny skansen caratu.

      No to ja przypomnę, że „ideologia” Dugina to rosyjski etniczny nacjonalizm, szkodliwa dla narodowego ducha cerkiewna żydo-chrystianizacja rosyjskiego narodu i „odbudowa Rosji na fundamencie dziedzictwa carskiego Imperium” – czytaj – jako kapitalistyczno-feudalnego skansenu. I ten człowiek coś marudzi, że mu się nie podobają „oligarchowie”. Jak jest kapitalizm, to jest i oligarchia. Nie ma i nie będzie jej tylko w komunizmie, gdzie prywatna własność środków produkcji jest wykluczona. Problem z Duginem jest taki, że etniczny nacjonalizm plus kapitalizm to dla Rosji oznacza po prostu IMPERIALIZM, okupację przez państwo narodu rosyjskiego terytorium innych narodów i ich kapitalistyczną EKSPLOATACJĘ.

      Jedyna droga dla Rosji – to pełne odrzucenie kapitalizmu, powrót do komunizmu i odbudowa ZSRR jako związku rządzonych przez tubylców narodowo-komunistycznych republik, tym razem bez ani jednego Żyda na jakimkolwiek stanowisku politycznym, kierowniczym, prawniczym, edukacyjnym, propagandowym, czy ogólnie „kulturalnym” w całym państwie związkowym. Chyba, że w Birobidżanie … Tego Dugin nigdy nie powie. On nawet tego nie ośmieli się pomyśleć, to człowiek o duszy służalca i klakiera, co zresztą wyziera z każdej jego żenująco ociekającej wazeliną wypowiedzi o Putinie.

      Przykro mi, ale pan „profesor” Dugin nie jest nie tylko bohaterem z mojej bajki – on nie jest także bohaterem z bajki kogokolwiek mającego na uwadze interes narodu rosyjskiego i interes narodów byłego ZSRR.

      Polubienie

Dodaj komentarz