Interes narodowy kontra egoizm sekciarzy

Łączenie religii i spraw narodowo-państwowych jest w narodzie polskim nagminnym błędem, który pozwala nas na każdym kroku dzielić i ogrywać.
[Dopisek po latach – kolejna potyczka z religijnym upośledzeniem narodu polskiego. Tekst można potraktować jako zaczyn do jakiegoś przepracowania tych zagadnień w późniejszym terminie, w wolnym czasie, o ile taki się pojawi.]

Jarosław Ruszkiewicz opublikował na swojej platformie blogerskiej [sarkastyczny dopisek po latach – którą po cichu zlikwidował, po tym, jak okazało się, że w obszarze „blogosfery”, którego centrum jest neon24 jest więcej osób chętnych do pisania (30-50 sztuk wszystkiego), niż czytelników i zwyczajnie nie ma klienteli, którą możnaby wyszarpać, zresztą w całej „blogosferze” sytuacja ma się podobnie] swoistą deklarację programową (zrzut z 11.VIII.2020). Praktycznie ze wszystkim tam można się zgodzić, poza dwoma ostatnimi punktami:

9. Wiara i wyznanie każdego Polaka jest jego prawem i przywilejem i jako taka jest otoczona szczególną ochroną państwa.

10. Tak nam dopomóż Bóg.

Nie warto byłoby o tym wspominać, gdyby nie to, że łączenie religii i spraw narodowo-państwowych jest w narodzie polskim nagminnym błędem*. Ten błąd był przez dekady i będzie w nieskończoność wykorzystywany do niszczenia wszelkich polskich ruchów i środowisk nacjonalistycznych przez agenturę i pożytecznych idiotów. Każdy, kto zechce mówić o sprawach narodowych zostanie natychmiast zasypany pustosłowiem mniej lub bardziej ograniczonych sekciarzy „jedynie słusznej wiary”, którzy swoimi oracjami będą mieli nadzieję zasłużyć na „życie wieczne”, „zbawienie” czy też „niebo” dla siebie, choćby po trupie interesu narodowego.

Wiara lub bezwyznaniowość jest sprawą prywatną każdego człowieka, bez relacji do jego obowiązków wobec państwa i narodu. Wiele osób definiuje się na pierwszym miejscu przez wyznanie, a dopiero na kolejnym przez narodowość, problem w tym, że to jest mieszanie porządku politycznego – publicznych obowiązków obywatela i członka narodu – ze sprawami prywatnymi. O ile w kwestiach dotyczących spraw narodu (wspólnego interesu) i urządzenia państwa możemy dojść do porozumienia na gruncie stricte racjonalnym i utylitarnym, o tyle w kwestiach religijnych zaangażowane są wyłącznie emocje. Ludzie rodzą się z różnymi poziomami potrzeb religijnych i różnymi zdolnościami zawieszania sceptycyzmu (racjonalizmu). Z tego powodu łączenie religii i spraw narodowych musi wprowadzać w społeczeństwie rozłam.

W I Rzeczypospolitej innowiercy, którzy za panowania Zygmunta Augusta byli propaństwowi i zaangażowani politycznie, zostali z czasem wypchnięci z życia politycznego narodu, a nawet – z powodu szykan inspirowanych przez jezuicką mafię – uczynieni zapleczem politycznym zaborców. Rozdzielenie kwestii wyznaniowych i polityki narodowej jest lepszym rozwiązaniem, bo nikogo (z Polaków) nie zostawia poza narodem wyłącznie na mocy niedawania przez niego wiary absurdom.

Duża część społeczeństwa polskiego ulega iluzji, że moralność i poszanowanie norm korzystnych ogólnospołecznie może wynikać wyłącznie z wyznawania jakiejś jedynie słusznej religii, nie dziwi więc, że Jarosław Ruszkiewicz ulega tej samej iluzji:

Wiara jest bardzo ważna (a przynajmniej powinna być) w każdym domu. Nie ma miejsca na żadne zboczenia LGB i coś tam.
Jak nie ma Wiary w domu to dzieci się wykoleja.
To prosta zasada, którą chcą podważyć.

Powiedzenie „złego kościół nie naprawi, a dobrego karczma nie zepsuje” jest dość starą mądrością ludową. Jeśli ktoś nie poczuwa się do tej czy innej religii, to jeszcze nie znaczy, że popiera LGBT. W krajach demokracji ludowej zwanych przez różnych nieuków komunistycznymi mimo ateizmu partii komunistycznych forsowano konserwatywną obyczajowość („moralność socjalistyczna”), a nie rozwiązłość i różne dewiacje utożsamiane dziś z ruchami LGBT.

Dzieci potrzebują wzorców osobowych, prawidłowych wzorców ról płciowych, a te można im dostarczyć i bez wiary w pakiecie. Monopolizowanie pożądanych społecznie wzorców zachowań i postaw przez określone wspólnoty religijne jest uzurpacją. Zachodzi nawet coś odwrotnego, „wiara” jest wmuszana ludziom poprzez bezczelne doklejanie jej do pożądanych społecznie postaw / zachowań i tworzenie iluzji, że tylko dzięki „wierze” są te postawy / zachowania możliwe.

Powyższe spostrzeżenia są dla sekciarzy nie do zaakceptowania. Ponieważ przemówienie im do rozsądku nie jest możliwe (co skonstatował ostatnio pan M. Głogoczowski tutaj: „Żenada, że z takim (…) musimy tracić czas.”), jeśli ten tekst jest do kogokolwiek skierowany, to do ludzi myślących (zdolnych do przeprowadzania logicznych toków rozumowania).

W polemice do moich powyższych uwag o braku potrzeby łączenia wychowania (wpajania wzorców postępowania) z indoktrynacją religijną, uzyskałem następującą „ripostę” innego dyskutanta:

Problem że ten pakiet stoi albo na strachu albo na miłości, i gdy ich zabraknie wszystko się sypie. – A to łatwo zdestabilizować.
Natomiast religia może stać na spójnym systemie któremu się służy w wolnej, dobrej i świadomej woli, systemie stabilnym i z mocną, szlachetną, ideową motywacją. To zaś jest niezawodne.

Wychowanie dzieci nie stoi na fundamencie „strachu i miłości”. Czy coś złego musiało się dziać w katolickiej rodzinie tego pana, jeśli wyniósł stamtąd takie przekonania? Niekoniecznie, strach jest centralnym elementem „oprzyrządowania dydaktycznego” wpajania judaizmu i jego pochodnych.

Judaizm, z którego chrześcijaństwo zaimportowało swoje „podstawy”, to system zbudowany na strachu przed krwiożerczym Jahwe (to ten sam, którego chrześcijanie nazywają „miłosiernym Bogiem Ojcem”), który (jak zmyślali kapłani) będzie okrutnie karał za odstępstwa od jego rozkazów („prawa”) do „siódmego pokolenia”.

W chrześcijaństwie kij „zemsty Jahwe” zastąpiono nieco bardziej wyrafinowaną kombinacją:

marchewka zmyślonego „nieba” w nagrodę za postępowanie zgodnie z systemem religijnym judaizmu w modyfikacji Jezusa,

kij zmyślonego „piekła” za postępowanie niezgodne.

Jak widać to system oparty na strachu i korupcji, odwołujący się de facto do egoizmu. W momencie ustania woli samooszukiwania się, że kij i marchewka są realne, system wartości danej odmiany chrześcijaństwa może być przyjęty jedynie na zasadzie aktu woli. W tym momencie przestaje się to różnić w czymkolwiek od dowolnej innej umowy społecznej, bo jedyne, co różni narzucane społeczeństwu kodeksy religijne od kodeksów cywilnych to zmyślone pozaludzkie ich pochodzenie. Religie to tylko ideologie legitymizowane metafizycznymi kłamstwami. Gorsze od ideologii w tym zakresie, że ideologia, jako dzieło człowieka, ma prawo być krytykowana i korygowana stosownie do zasadności krytyki, zaś religia, jako „głos boga” żadnej krytyce ani korekcie nie ma prawa podlegać … chyba że przez różnych „słyszących” „głos boga” „proroków”

_______________________

* i to, że J. Ruszkiewicz (SpiritoLibero) już zablokował moje konto na swoim serwerze … chwała mu za to, bo zaoszczędził mi w ten sposób sporo czasu …

Na „deser” dodaję odnośniki do wypowiedzi na tematy religijne, które z różnych przyczyn uznałem za godne uwagi [sarkastyczny dopisek po latach: dziś uważam te obserwacje za godne uwagi wyłącznie na pustkowiu intelektualnym – nawet trafne spostrzeżenia tracą wiele, gdy wyraża się je nieodpowiednim językiem], a z czasem będzie je coraz trudniej odnaleźć:

zakop999pl.neon24.pl/post/149519,przeciwentropia-to-pierwszy-motor-stworzenia#comment_1560773
rebeliantka.neon24.pl/post/149643,nowe-kadry-w-unii-europejskiej#comment_1563879
sanocki.neon24.pl/post/149759,musimy-obronic-nasza-cywilizacje#comment_1565829

Dodaj komentarz