O rusofobii w Polsce i krajach Europy Środkowej po „demokratyzacji” i „transformacji ustrojowej”

Postanowiłem napisać tekst dla znajomych obcokrajowców, wyjaśniający im zbiorczo (i tak skrótowo jak się da bez utraty „niuansów”) zawiłości historii najnowszej naszego nieszczęśliwego kraju i genezę rozmaitych polskich sentymentów. Tekst napisałem początkowo w innym języku, potem przetłumaczyłem go na polski, bo stwierdziłem, że może przed prezentacją moich przemyśleń „na forum międzynarodowym” ktoś z rodaków będzie miał do mojej „filozofii historycznej” trzeźwe zastrzeżenia, które powinienem uwzględnić zarówno w wersji polskojęzycznej jak i „zagranicznej”. Tak więc zapraszam do lektury i zgłaszania uwag.

Spis treści


O rusofobii w Polsce i krajach Europy Środkowej po „demokratyzacji” i „transformacji ustrojowej”

Autor: Światowid, swiatowid.video.blog

Wstęp

Zjawisko „rusofobii” jest znacznie bardziej rozpowszechnione i przyczynia się do pojawiania się znacznie bardziej agresywnych wypowiedzi i działań niż można by się spodziewać czy to na podstawie konfliktów historycznych, czy współczesnych rozbieżności interesów ekonomicznych zaangażowanych społeczeństw (czy rozbieżności interesów w ogóle mają prawo być usprawiedliwieniem dla wywoływania nienawiści mas przy użyciu narzędzi socjoinżynieryjnych?). W rzeczywistości działania antyrosyjskie są podejmowane przez rządy marionetkowych „demokracji” USA bez żadnych korzyści politycznych dla ich narodów, natomiast przy znacznych kosztach ekonomicznych. Dotyczy to zwłaszcza przypadków Litwy, Łotwy i Estonii, gdzie światopogląd społeczeństw został przekształcony tak, aby przypominał poglądy z czasów II wojny światowej, kiedy kraje te były satelitami III Rzeszy. Państwa te zapłaciły wysoką cenę – zarówno ekonomiczną, jak i demograficzną. Zasadniczo, ich społeczeństwa są demograficznie martwe, z pokoleniami w wieku produkcyjnym wyssanymi do krajów UE i żałosnymi wskaźnikami urodzeń wśród tych nędznych resztek, które pozostały. Nie mogę powiedzieć, że Polska „poszła w ślady tych państw”, ponieważ w rzeczywistości to ona „wyznaczyła standardy” samobójczego idiotyzmu w każdej możliwej do pomyślenia dziedzinie – począwszy od polityki międzynarodowej i wewnętrznej, ekonomii, a skończywszy na demografii. Tyle, że Polska stoi w obliczu gwałtownej wymiany populacji na imigrantów z każdej możliwej do pomyślenia części świata, podczas gdy „kraje bałtyckie” po cichu wymierają bez poważnych zmian w „kompozycji etnicznej” społeczeństwa. Można argumentować, że niedawna masowa imigracja Ukraińców zahamuje ten proces („ubogacania rasowego”), ale to będą tylko chwilowe „perturbacje” procesu, który może iść tylko w jednym kierunku, tak długo jak Polska będzie marionetkowym reżimem władców USA wcielającym w życie opracowany za oceanem depopulacyjno-imigracyjny model społeczno-ekonomiczny. A ile narodów skutecznie wymknęło się ze szponów USA? Jak na razie Kuba i Wenezuela. Wszystko kosztem dziesięcioleci sankcji, embarg i wielokrotnych agenturalnych prób zamachu stanu oraz sztucznie wywołanego ubóstwa ich narodów (wygodnie zwalanego przez amerykańską propagandę na „socjalizm”, a nie – na amerykańską wojnę ekonomiczną i agenturalną). Rusofobia” zaszczepiona w Europie Środkowo-Wschodniej służy dwóm celom. Pierwszy to tworzenie „żołnierzy” potrzebnych w (na razie dla POLINezyjczyków nie kinetycznej) wojnie przeciwko Rosji. Drugi to zapobieganie „odwróceniu sojuszu” [patrz też link] – politykom wypranomózgich [brainwashed] narodów będzie bardzo trudno próbować opuścić barak niewolników USA i rozpocząć wzajemnie korzystne relacje z Rosją. Jedynym krajem środkowoeuropejskim, któremu udało się w czasie trwającego konfliktu na Ukrainie sterować w tym kierunku, były Węgry. Poniżej postaram się odpowiedzieć dlaczego tak się stało, dlaczego większość środkowoeuropejskich narodów została „zombifikowana” i nie może się uwolnić.

1. Mechanizm masowego prania mózgu

Rusofobia” w całej Europie Środkowo-Wschodniej była socjotechnicznie sterowana od 1989 roku w niektórych krajach i od 1991 roku w innych przez organizacje amerykańskie działające pod wieloma przykrywkami i lokalnych „pożytecznych idiotów” – często funkcjonujących od lat jako „demokratyczna opozycja”. USA w zasadzie finansowało psychotycznych lub psychopatycznych rusofobów w każdym kraju, w którym tylko mogło, i tworzyło ich wizerunek „ekspertów” od rosyjskiej polityki, historii, stosunków międzynarodowych i tak dalej. Ale na tym się nie skończyło. Zasadniczo istnieją cztery filary, na których opierało się rusofobiczne pranie mózgu.

Filar 1: „nauka” – historyczni, społeczni i polityczni „naukowcy” – często finansowani przez USA otwarcie lub potajemnie – zaczęli tworzyć „właściwy” obraz Rosji, Rosjan i Związku Radzieckiego. Niektórzy „naukowcy” pracowali w instytucjach finansowanych przez państwo (np. polski IPN – Instytut Pamięci Narodowej); oczywiście „naukowe” poglądy dość szybko zostały przyjęte przez publiczne (i prywatne) szkolnictwo wszystkich szczebli;

Filar 2: polityka – publiczny spór polityczny został powoli przesunięty w kierunku jeszcze bardziej rusofobicznym poprzez promowanie jeszcze bardziej skrajnych i obłąkanych poglądów politycznych, zwłaszcza poprzez permanentne, niekończące się, powtarzane projekcje najgorszych doświadczeń historycznych na obecne relacje z Rosją i Rosjanami jako całością; część polityków popadła w ekstremizm tylko po to, by zwracać na siebie uwagę, zaistnieć lub pojawiać się w mediach, część – to osoby autentycznie upośledzone;

Filar 3: media – w Polsce, podobnie jak we wszystkich krajach Europy Środkowej, nie ma naprawdę niezależnych mediów, wszystko jest albo kontrolowane przez rząd, albo przez kapitał zagraniczny. Podczas gdy media państwowe reprezentują poglądy partii rządzącej (rządu – patrz „Filar 2”), media zagraniczne są oczywiście w rzeczywistości kontrolowane przez USA i w kluczowych sprawach, takich jak propaganda antyrosyjska, przekazują to, co nakazują im prawdziwi władcy USA. Ponieważ polski rząd (podobnie jak większość środkowoeuropejskich) jest w rzeczywistości marionetkowym rządem rządzonym przez właścicieli USA, całe spektrum „Mediów głównego nurtu” w Polsce jest kontrolowane przez „jednego udziałowca”- wolność słowa jest fikcją;

Filar 4: „kultura” – tu mamy filmy, seriale, muzykę, literaturę, „eksperckie opinie” celebrytów i w zasadzie wszystko to, w czym przeciętny człowiek jest zanurzony na co dzień – i co stanowi jego „rzeczywistość”;

Nie można przeoczyć, że Filar 1 tworzy „fundamenty” systemu „przekonań” i „uzasadnień” dla wykształconych głupców, aby mogli oni twierdzić, że ich punkt widzenia oparty jest na „solidnych badaniach” i „realistycznym spojrzeniu na świat”. Po tym jak „dowody naukowe” z filaru pierwszego rozprzestrzenią się na filary 2-4, włączają się pewne mechanizmy pozytywnego sprzężenia zwrotnego (tzn. proces sam siebie napędza) i w miarę jak „opinia publiczna” jest coraz bardziej zapędzana w skrajności, niektórzy politycy, by zwrócić na siebie uwagę, zaczynają głosić jeszcze bardziej ekstremistyczne poglądy, po czym żyjące z oglądalności media – popularyzują te skrajne przemówienia czy uwagi. I okno Overtona (zbiór poglądów, które wolno głosić w debacie publicznej w mediach głównego nurtu) stopniowo – choć niedostrzegalnie dla społeczeństwa – przesuwa się. Popularna „kultura” nie może iść pod prąd popularnych przekonań. Oczywiście, ten naturalny proces MOŻNA świadomie wzmacniać i przyspieszać – i tak było. Demonizacja Rosji została przyspieszona we wszystkich mediach pod zakulisowym wpływem USA po 2014 roku i secesji Krymu. Ale nie można zapominać, że USA nękały Rosję jeszcze przed 2014 rokiem, a najbardziej znaczącymi „wydarzeniami” były wojny czeczeńskie (próba wypichcenia Rosjanom przez USA „wewnętrznego Afganistanu” i pobudzenia islamistów w FR do terroryzmu), „pomarańczowa rewolucja” z 2004 roku zainicjowana przez USA w celu zainstalowania amerykańskich marionetek w rosyjskiej strefie wpływów oraz gruzińska inwazja na Inguszetię i Osetię Południową z 2008 roku, która była niczym innym jak próbą wciągnięcia Rosji w okupację Gruzji, wojnę partyzancką i – niespodzianka, niespodzianka – zachodnie sankcje. Do dziś większość społeczeństw w strefie wpływów USA jest pewna, że w 2008 roku to była agresja rosyjska, a nie gruzińska.

To co przedstawiłem powyżej to w zasadzie SCHEMAT, który był wdrażany wszędzie tam, gdzie sięgały długie ręce władców USA, a Ukraina była ich „ostatnim dzieckiem”.

Często słyszę i czytam Rosjan twierdzących, że Ukraińcy są „zombifikowani”, mają wyprane mózgi i są uwarunkowani (zaprogramowani neurolingwistycznie) do nienawiści do Rosjan. I Rosjanie mają tu rację, poza twierdzeniem, że wystarczyło 8 lat, aby to osiągnąć. Otóż, drodzy Rosjanie – w rzeczywistości wszystko zaczęło się już w 2004 roku od „pomarańczowej rewolucji”. Rebanderyzację Ukrainy rozpoczął Juszczenko, koronując swoje dzieło uznaniem w 2010r. S. Bandery i R. Szuchewycza za bohaterów narodowych Ukrainy.

2. Polska – korzenie rusofobii

Teraz przechodzimy do przypadku Polski. Pomimo okresu stalinizmu i krótkiego okresu walk partyzanckich polskiego podziemia przestępczego, które podawało się za „nacjonalistów” (nie byli nimi – endecja – prawdziwi nacjonaliści – masowo przyłączyła się do odbudowy kraju i potępiła wszelki opór militarny, jako bezcelowe wyniszczanie narodu) lub „antykomunistów” (ale ich „antykomunizm” nie był skierowany przeciwko rządowi lub sowieckim wyższym urzędnikom, tylko prawie całkowicie przeciwko bezbronnym chłopom lub najniższym rangą urzędnikom prowincjonalnym, w tym wiejskim milicjantom czy nawet nauczycielom wysłanym na wieś w celu zorganizowania edukacji). Większość narodu dobrze rozumiała, że swoje życie i odtworzenie Polski zawdzięcza Armii Czerwonej. Rusofobia wśród prostych ludzi prawie nie istniała, większość wiedziała, że za terrorem okresu stalinowskiego w Polsce stali Żydzi. Wbrew temu, co się dziś twierdzi, partyzantka antyrządowa była pamiętana przez większość społeczeństwa jako uciążliwość i zagrożenie (nikt trzeźwy nie uważał, że leśne bandy „antykomunistów” pokonają ZSRR, który pognał Hitlera spod Moskwy do Berlina; w rzeczywistości najaktywniejsi „bojownicy” byli terrorystami podobnymi do nikaraguańskich Contra czy afgańskich Mudżahedinów – w zabijaniu i torturowaniu ludności cywilnej [Rajs-„Bury”,Pazderski-„Szary”, Olszówka-„Otto”]; różnili się od tych „amerykańskich partyzantów” tym, że nie mając gór dolarów dawanych przez USA na „działalność” musieli utrzymywać się z grabieży; część idolizowanego dziś przez władze III RP „podziemia antykomunistycznego” to najzwyklejsze bandy rabunkowe), natomiast Armia Czerwona i Wojsko Polskie (siły rządowe) – byli w tej sytuacji traktowani jak dostarczyciele bezpieczeństwa i spokoju. Korzenie polskiej współczesnej „masowej” rusofobii sięgają (tylko?) 1968 roku.
Aby wyjaśnić jak do tego doszło muszę napisać kilka słów o okresie 1945-1956. Z powodu politycznej niekompetencji polskiego marionetkowego rządu w Londynie polscy politycy mieli zakaz współpracy ze Stalinem i stalinowską wersją tymczasowego rządu polskiego. Oznaczało to, że tymi, którzy mogli być lojalni i chętni do współpracy ze Stalinem byli głównie polskojęzyczni komuniści żydowscy, poza nielicznymi Polakami, którzy wkrótce zostali zmarginalizowani (podobnie jak antysemicki gen. Berling, który uciekł z armii Andersa ewakuowanej do Iranu, nie widząc przyszłości dla Polski pod rządami marionetek z Londynu). Dominacja Żydów budziła poważne niezadowolenie wśród Polaków, zwłaszcza z powodu przejmowania przez nich polityki i ich gorliwego udziału w instalowaniu w odtworzonej Polsce terroru w stalinowskim stylu. Roiło się od nich wśród „śledczych”, „oficerów UB”, „prokuratorów”, „sędziów”, „adwokatów” itd. (cudzysłów wskazuje tu na farsowy / fasadowy charakter tych stanowisk – działania, w które ci ludzie byli zaangażowani, nie miały nic wspólnego ze sprawiedliwością czy prawem). W 1956 roku, trzy lata po śmierci Stalina, polskie społeczeństwo było zrewoltowane i miało dość stalinizmu pod postacią żydowskiej tyranii. Powstanie wisiało w powietrzu, ale na szczęście wszystko zakończyło się na szczeblu politycznym, bez rozlewu krwi. Stalinowscy Żydzi zostali niemal całkowicie odsunięci od władzy, kierownictwo partii przejęli polscy komuniści (tzw. „partyzanci”, frakcja komunistów która okres wojny spędziła pod niemiecką okupacją, a nie w ZSRR, jak „przyjezdni” Żydzi-stalinowcy), kierowani przez Władysława Gomułkę. Niewielka część Żydów uciekła wówczas za granicę, gdzie twierdzili, że byli „uciskani przez polski reżim komunistyczny”. W rzeczywistości bardzo niewielu zbrodniarzy doby stalinizmu poniosło po 1956r. jakąkolwiek odpowiedzialność za swoje czyny (nieliczni ukarani: np. Anatol Fejgin, Józef Różański, Adam Humer, Salomon Morel)

Niektórzy zbrodniarze doby stalinizmu uciekli w 1968r. na „zachód” korzystając z możliwości wyjazdu jako „prześladowani przez polskich antysemitów” – żadnych „wypędzeń” nie było, po prostu nagle wielu obywateli PRL, na fali zwycięstw Izraela nad Arabami, przestało czuć się Polakami, a zaczęło – Żydami – i zaczęli się z tym dość ostentacyjnie obnosić. Sytuację wykorzystała frakcja „partyzantów” („moczarowców”) do dokończenia antystalinowskiej czystki w administracji. Apel Władysława Gomułki był jasny – „niech Polskę opuści, kto się Polakiem nie czuje”. Izrael bardzo potrzebował wyszkolonych żołnierzy i oficerów – trwała „wojna na wyniszczenie” z Arabami. Ale „emigranci” po odkryciu swojej żydowskiej tożsamości do walki za syjonistyczną ojczyznę się nie palili – woleli żyć wygodnie w Europie Zachodniej (Helena Wolińska-Brus, Stefan Michnik) – jako emeryci bądź pracując jako „naukowcy”, pisarze, dziennikarze, reporterzy czy nawet … „bojownicy o wolność” w Radiu Wolna Europa (tak, drodzy „zachodni przyjaciele”, wasze rządy udzielały schronienia stalinowskim zbrodniarzom, którzy mordowali Polaków – tylko dlatego, że chcieliście zrobić polityczny użytek z tych żydowskich degeneratów jako propagandystów – lub tylko dlatego, że żydowska mafia, która przejęła wasze państwa, po prostu chciała pomóc swoim braciom nie tylko uniknąć sprawiedliwości, ale także – pozwolić im żyć wygodnie na koszt waszych społeczeństw). Mała ilustracja – fragment wspomnień Żydówki, córki jednego ze stalinowskich zbrodniarzy:

(…) Anna de Tusch-Lec wspomina w „Dużym Formacie”: W Izraelu mój tata powiedział mi bardzo ciekawą rzecz: Anka, ty myślisz żeśmy wyjechali z Polski dlatego, że był antysemityzm? Nie, on był zawsze. Ale w 1968 r. zrobiło się niebezpiecznie. Tam parę pieczeni piekło się jednocześnie. Oni mieli nasze kartoteki. Nas, Żydów z UB. (…) Mój tata był w UB. Mówił nam: byłem, mam czarną plamę na życiorysie. Co robił Polakom? On zabijał, torturował. Czy w takiej sytuacji przeprowadzka do innego kraju była najgorszym wyjściem? A propos, już w 1957 r. złożył podanie o zgodę na wyjazd do Izraela, ale jej nie dostał. Inni wyjechali jako emigranci ekonomiczni. W zabiedzonym komunistycznym kraju wszyscy marzyli o wyjeździe na Zachód. W czasach PRL był on Ziemią Obiecaną, bo oprócz wolności kojarzył się z dobrobytem. I co się okazuje – tylko Żydzi nie chcieli tam jechać, ich miłość do Polski była wielka, że Zachód w ogóle ich nie pociągał. Ogrom „krzywd” wyrządzonych Kantorom i Grossom dobrze ilustruje anegdota: gość z Polski na widok kalifornijskiej willi z basenem należącej do marcowego emigranta wzdycha – ale cię Gomułka urządził. I wreszcie, wśród „wypędzonych” byli też nacjonaliści, tj. ci, którzy chcieli wstąpić do izraelskiej armii i walczyć z Arabami. Wielu z nich wcześniej starało się o zgodę na wyjazd do Izraela, ale jej nie dostali. Umożliwiły im to dopiero wydarzenia marcowe. Czy zatem słowo „emigrant” zamiast „wypędzony” nie wydaje się być bardziej odpowiednie? (…)
Krzysztof Baliński, Żydzi znów chcą kasy od Polski! „Wypędzeni” w 1968 r. ze stanowisk w partii, bezpiece i rządzie domagają się odszkodowania!, Gazeta Warszawska, 18 czerwca 2016

Niektórzy z nich wyjechali prosto do Izraela. Ale duża część Żydów odsuniętych od władzy pozostała w Polsce, a nawet w rządzącej partii komunistycznej – PZPR. Dzieci usuniętych ze stanowisk dygnitarzy żydowskich w dużej części pozostały w Polsce i marzyły o zemście na polskich komunistach („partyzantach” / „moczarowcach” / „chamach”). Próbowali albo zdyskredytować PZPR w oczach Polaków – zwłaszcza polskich robotników – twierdząc, że „partia stała się nową arystokracją” (rażące kłamstwo, ponieważ funkcjonariusze partii żyli na podobnym poziomie konsumpcji jak „zniewoleni” robotnicy – patrz sławetny „List do partii” Kuronia i Modzelewskiego, najważniejszy fragment poniżej1), albo próbowali przekonać Rosjan (KPZR), że Polacy rządzący PZPR są „nie dość komunistyczni”. Gdzieś około 1968 roku żydowska młodzież komunistyczna w Polsce – a raczej, co jest o wiele bardziej prawdopodobne, jej zagraniczni kuratorzy – zdecydowała, że właściwą drogą jest zbudowanie jakiegoś nowego nurtu polskiego patriotyzmu, który będzie silnie antyrosyjski, religijny, nasycony narracją anty-PZPR-owską, w której PZPR będzie kreowana na oprawców polskich robotników, a żydowscy dysydenci – będą przedstawiani jako obrońcy polskich robotników i bojownicy o „prawdziwy komunizm”.

W 1968 roku młodzież żydowska (Kuroń, Michnik, Szlajfer i wielu innych) rozpoczęła antyrosyjskie ” zajścia” podczas kolejnych przedstawień teatralnych „Dziadów”, zmuszając władze do trwałego zdjęcia spektaklu ze sceny. Zostało to wykorzystane jako pretekst do wywołania strajków studenckich i niepokojów społecznych (studenci wydają się być najgłupszą i najłatwiejszą do wmanewrowania w bunt częścią społeczeństwa), jednak robotnicy przemysłowi otwarcie sprzeciwiali się niepokojom społecznym i pomagali w siłowym stłumieniu protestów. Niemniej jednak ziarno rusofobii zostało zasiane.
Wkrótce żydowscy podżegacze stali się pobożni i rozpoczęli gorliwą współpracę z polskim kościołem katolickim. Niektórzy nawet przyjęli chrzest.
Tak więc Polacy byli poddawani praniu mózgu już od 1968 roku przez żydowskich prowokatorów (którzy później zorganizowali się w KOR – Komitet Obrony Robotników), obce siatki wywiadowcze, polski kościół katolicki i Radio Wolna Europa (zimnowojenna tuba propagandowa CIA) aby dokonać pierwszej „kolorowej rewolucji”. Owa „rewolucja” była faktycznie intrygą USA, która miała za zadanie zdestabilizować gospodarkę Polski za pomocą strajków robotniczych, zmusić rząd do ich stłumienia za pomocą stanu wojennego, a następnie … niespodzianka, niespodzianka – nałożyć sankcje na Polskę za … „łamanie praw człowieka”.

„Kolorowa rewolucja” w Polsce nazwała się „Solidarnością”, a wszystko o co chodziło strajkującym robotnikom – to wymuszenie od rządu podwyżki płac i rozmaitych przywilejów socjalnych. Tym razem przywódcy strajków wprowadzili do swojej retoryki dużo antyrosyjskiej propagandy, za wszystko obwiniano Rosjan. Krążyły legendy, że puste półki w sklepach to nie efekt strajków, które sparaliżowały produkcję towarów, i podwyżek płac, którym nie towarzyszył wzrost wydajności pracy robotników (polscy ekonomiści ostrzegali przed tym Solidarność, agitatorzy pozostali głusi na rozsądne uwagi), ale raczej – tajnego eksportu do Związku Radzieckiego, który pustoszył krajowy rynek. Wreszcie obce siatki wywiadowcze znalazły skuteczny sposób na dotarcie z antyrosyjską propagandą do zrewoltowanych mas. Po raz pierwszy od 1945 roku Rosjanie żyjący wśród ludności polskiej spotkali się z prawdziwą nienawiścią i dyskryminacją – ale była to nienawiść wywołana szczuciem, „nienaturalna”. Po prostu niektórzy działacze chcieli zdobyć popularność w „Solidarności” poprzez jeszcze bardziej „radykalne” twierdzenia i czyny (psychopaci szukający kariery, obojętni na to, że przysparzają cierpienia dobrym i niewinnym ludziom – tylko po to, żeby się popisać; „Solidarność” po prostu przepełniona była takimi szumowinami, jak każda późniejsza „kolorowa rewolucja”).
W ten sposób powstała i rozwijała się pierwsza szeroko zakrojona operacja socjopsychologiczna, nastawiona na wzniecanie w Polakach nienawiści do Rosjan.

3. Schemat wielkiej kradzieży we wszystkich krajach socjalistycznych

W 1989 roku zdrajca Gorbaczow pozwolił Jaruzelskiemu, wówczas faktycznemu dyktatorowi Polski, na (przygotowywany od strony propagandowej i ekonomicznej już od kilku lat) eksperyment społeczno-gospodarczy, pozwalając Żydom i zdrajcom z Solidarności przejąć władzę w Polsce i wprowadzić kapitalizm. O władzę walczyły dwie frakcje opozycji. Pierwsza to kontrolowana przez Żydów „Solidarność” – silnie prozachodnia i antyrosyjska, druga to ugrupowania polskich nacjonalistów wrogie wprowadzaniu „gospodarki wolnorynkowej” i zdecydowanie opowiadające się za przyjaźnią z ZSRR i Rosjanami. Gorbaczow dał zielone światło dla przejęcia władzy przez „Solidarność” (spróbuj go teraz nazwać „nie-zdrajcą” narodu rosyjskiego), natomiast polscy narodowcy („endeko-komuniści” z ZP-Grunwald i ogólnie pojęta frakcja „partyzantów” / „moczarowców” / „chamów”) zostali wypchnięci z mediów, debaty publicznej i pozbawieni środków finansowych – co skutecznie unicestwiło ich jako siłę polityczną.
W ten sposób, po „demokratycznych wyborach” w 1989 roku i niekonsultowanej z narodem „reformie wolnorynkowej” w Polsce jako pierwszym państwie postsocjalistycznym przetestowano scenariusz masowego rabunku przedsiębiorstw państwowych przez mafijne struktury otaczające kierowany przez Żydów rząd. Rezultaty były tak obiecujące dla globalnej mafii żydowskiej i lokalnych żydowskich aspirujących mafiozów, że „przekręt” (wielka kradzież, wielkie kłamstwo i wielka zdrada narodów przez w większości żydowskie elity) został CHĘTNIE powtórzony we wszystkich krajach socjalistycznych. W zasadzie wszędzie korupcja i kradzież przekraczała najśmielsze marzenia każdego „normalnego” przestępcy (ale nie globalnych żydowskich oligarchów oczywiście, oni zajmują się „jeszcze większymi kwotami”). Witamy w świecie mafii etnicznych – w byłych republikach ZSRR skrajny rabunek wytworzył oligarchiczne żydowskie „klany” mafijne, które rządzą tymi państwami do dziś, z marionetkowymi rządami jako listkami figowymi.

4. Trzydzieści lat warunkowania i neurolingwistycznego programowania całego narodu

Polska tylko nieznacznie się wyróżniała w plejadzie „nowych demokracji rynkowych”. Po pierwsze, jak wspomniałem wyżej, w Polsce od 1989 roku nie rządzą Polacy, ale żydowska mafia na szczycie i polscy zdrajcy jako pomocnicy (polityczne ” marionetki”, kierownictwo średniego szczebla, tzw. szabes-goje lokalnych żydowskich kompradorów). Jeśli się dobrze przyjrzeć – jest to kopia sytuacji w USA i każdym europejskim kraju, gdzie władze USA – marionetkowy rząd światowego żydostwa – postawiły swoją stopę. Już od 1989 roku Polacy byli warunkowani (jak psy Pawłowa, patrz rozdział 1. powyżej) lub neurolingwistycznie programowani do nienawiści do Rosjan. „Solidarnościowe” elity żydowskie zainstalowane w Polsce zgodnie ze strategią CIA przygotowały mentalnie cały naród do konfrontacji z Rosją. Cała oficjalna historia i programy nauczania w szkołach zostały napisane na nowo. Cała kultura (filmy, seriale) została podporządkowana temu celowi. Proszę sobie wyobrazić życie w takich warunkach przez 33 lata. Inteligentni ludzie nie kupują propagandy, ale propaganda istnieje nie dzięki tym nielicznym, którzy są odporni, ale dlatego, że masy mają na nią ZERO odporności. Całe pokolenie zostało wychowane nie znając niczego poza kłamstwem i nienawiścią. Nie wyobrażacie sobie skali spustoszenia psychicznego, jakie poczyniono w umysłach narodu polskiego. Nie chodzi nawet o odporność na propagandę, ale w zasadzie o to, że nie ma szans na zetknięcie się z alternatywnymi interpretacjami historii i sytuacji politycznej. To po prostu czysty totalitaryzm pod przykrywką demokracji. Kiedy w tym roku z pełną mocą zaczęła działać wojenna propaganda – trafiła na przygotowane przez ostatnie 33 lata podłoże. Czy Polacy są zdrowi? Na pewno nie. Kto by był, po 33 latach TEGO? Ale spójrzcie na wszystkie inne „zachodnie” narody wystawione na antyrosyjską propagandę tylko przez ostatnie 8 lat (od 2014 roku, kiedy „zbiorowy zachód”, czyli żydowska globalna kapitalistyczna oligarchia zaczęła poważnie przygotowywać opinię publiczną swoich marionetkowych reżimów do wojny „przez zastępcę” (ang.:proxy war) i gospodarczej przeciwko Rosji). Czy są w znacząco lepszej kondycji umysłowej? Nie sądzę.
Po 2014 roku wobec Ukraińców zastosowano dokładnie te same techniki masowego prania mózgu, które stosowano wobec Polaków. W ciągu zaledwie 8 lat udało się zaszczepić nienawiść do Rosjan u znacznej części ludności Ukrainy. Do tego stopnia, że zabijają i okaleczają jeńców rosyjskich, masowo mordują ludność cywilną podejrzaną o kolaborację (a już samo sympatyzowanie z Rosją lub Rosjanami wystarczy tym chorym draniom, by traktować to jako „kolaborację”) z wojskami rosyjskimi (jak w Buczy, gdzie ofiary czystki były potem FAŁSZYWIE podawane za ofiary wojsk rosyjskich). Zaledwie 8 lat prania mózgu zmieniło część Ukraińców we wściekłe psy (a raczej obłąkane potwory), które każdy sprawiedliwy człowiek skazałby na śmierć lub nawet zabił na miejscu.

Kto w takim razie odpowiada za STAN UMYSŁOWY społeczeństw Polski i Ukrainy? To jest oczywiste. Rządzący z USA, z Waszyngtonu. Ale czy to są „Amerykanie”? Czy wojna „przez zastępcę” przeciwko Rosji prowadzona przy użyciu ukraińskiego mięsa armatniego (i polskich „ochotników” też) jest w interesie „Amerykanów”? Nie, nie jest. Jest to tylko kolejny krok wykonany przez globalną elitę rządzącą – globalną żydowską kapitalistyczną oligarchię w kierunku całkowitej globalnej dominacji. Celem jest podporządkowanie sobie Rosji, aby w pełni osaczyć Chiny – i szantażować je odcięciem zasobów i rynków międzynarodowych, gdyby chińskie elity odmówiły poddania się globalnej żydowskiej kapitalistycznej oligarchii.
Tak więc, drodzy „zachodni” „przyjaciele”, zanim zaczniecie wytykać Polakom czy Ukraińcom, że są bezmózgim bydłem (którym, niestety faktycznie są), proszę spójrzcie w lustro i przysięgnijcie, że nie jesteście odpowiedzialni za ich los warunkowanych ZWIERZĄT, po tym jak pozwoliliście żydostwu, które zdominowało wasze narody, robić co im się żywnie podobało ze słowiańskimi Untermenschami (podludźmi) z Europy Środkowo-Wschodniej. Nie żeby wasze narody nie były identycznie uwarunkowanymi i wypranomózgimi stadami zidiociałego bydła, jakim my zostaliśmy uczynieni. Jesteście tym zgniłym i zepsutym światem, z którego zgnilizna weszła do naszego domu.

Zastanówcie się nad tym chwilę.


1 Fragment listu otwartego Kuronia i Modzelewskiego (Rdz. I, „Władza biurokracji”)

(…)Do kogo należy władza w naszym państwie? Do jednej, monopolistycznej partii — PZPR. Wszystkie istotniejsze decyzje podejmowane są najpierw w partii, a potem dopiero w organach oficjalnej władzy państwowej; żadna istotna decyzja nie może być podjęta i realizowana bez sankcji władz partyjnych. Nazywa się to kierowniczą rolą partii, a ponieważ monopolistyczna partia uznaje się za reprezentantkę interesów klasy robotniczej, jej władza ma gwarantować władzę klasy robotniczej.

Jeśli jednak nie chcemy oceniać systemu wg. tego, co myślą i mówią o sobie jego przywódcy, musimy zobaczyć, jakie możliwości wpływu na decyzje władzy państwowej ma klasa robotnicza.

Poza partią — żadnych. Rządząca partia jest bowiem monopolistyczna. Klasa robotnicza nie ma możliwości organizowania się w inne partie, a tym samym formułowania, propagowania i walki o realizację innych programów, innych wariantów podziału dochodu narodowego, innych koncepcji politycznych niż programy i koncepcje PZPR. Monopolu partii rządzącej na organizowanie robotników strzeże cały państwowy aparat władzy i przemocy: administracja, policja polityczna, prokuratura, sądy, a także kierowane przez partię organizacje polityczne, demaskujące w zarodku próby podważenia kierowniczej roli PZPR.

Ale z górą milion członków Partii — to zwykli obywatele, wśród nich kilkaset tysięcy — to robotnicy. Jakie są ich możliwości wpływu na decyzje władz partyjnych, a tym samym władz państwowych? Partia jest nie tylko monopolistyczna, ale zorganizowana na zasadach monolitycznych. Wszelkie frakcje, grupy o odrębnych platformach, zorganizowane prądy polityczne są w niej zakazane. Każdy szeregowy członek ma prawo do własnego zdania, nie ma natomiast prawa do organizowania innych podobnie myślących wokół swego programu i do zorganizowanej – propagandowej, wyborczej walki o jego realizację. Wybory do instancji partyjnych, na konferencje i zjazdy stają się w tych warunkach fikcją, gdyż nie odbywają się na bazie różnych platform i programów (czyli rozeznania alternatyw politycznych), a realizacja inicjatywy politycznej w masowym środowisku wymaga organizacji. W ewentualnych próbach kształtowania decyzji „góry” masa szeregowych członków Partii jest pozbawiona organizacji, zatomizowana, a więc bezsilna. Jedynym źródłem inicjatywy politycznej mogą być z natury rzeczy zorganizowane instancje, a więc aparat. Jak każdy aparat, jest on zorganizowany hierarchicznie: z dołu w górę płyną informacje, z góry na dół — decyzje i polecenia. Tak w każdym zhierarchizowanym aparacie, źródłem poleceń jest elita, zespół ludzi zajmujących w hierarchii eksponowane stanowisko i zbiorowo kształtujących podstawowe decyzje. W naszym systemie elita partyjna jest zarazem elitą władzy; wszystkie decyzje władzy państwowej są podejmowane przez nią, na górnych szczeblach hierarchii partyjnej i państwowej występuje zresztą z reguły kumulacja stanowisk. Sprawując władzę w państwie, dysponuje ona tym samym całokształtem upaństwowionych środków produkcji, decyduje o rozmiarach akumulacji i spożycia, o kierunkach inwestycji, o udziale poszczególnych grup społecznych w konsumpcji i dochodu narodowego, słowem o podziale i wykorzystaniu całego produktu społecznego. Decyzje elity są samodzielne, wolne od wszelkiej kontroli ze strony klasy robotniczej i pozostałych klas i warstw społecznych. Robotnicy nie mogę na nie wpływać, ogół członków Partii też nie. Wybory do Sejmu i Rad Narodowych w warunkach istnienia jednej i odgórnie ustalonej listy i przy braku rzeczywistych różnic programowych między PZPR a partiami satelitarnymi (ZSL, SD) staja się fikcją. Tę partyjno-państwową elitę władzy, wolną od kontroli społecznej i samodzielnie podejmującą całokształt węzłowych decyzji gospodarczych o znaczeniu ogólnokrajowym (oraz całokształt decyzji politycznych) nazywać będziemy centralną polityczną biurokracją.

Przynależność do centralnej politycznej biurokracji wyznacza realny współudział w kształtowaniu podstawowych decyzji politycznych i gospodarczych o znaczeniu ogólnokrajowym, podejmowanych centralnie. Dokładne ustalenie zakresu elity jest prawdopodobnie niemożliwe, przybliżone ustalenie wymagałoby prowadzenia badań socjologicznych na temat, który jest zupełnym tabu. Dla nas jednak sprawę najważniejszą nie jest liczebność i organizacja wewnętrzna biurokracji, lecz jej rola w społeczeństwie i w społecznym procesie produkcji.

Jeśli szeregowi członkowie partii są zdezorganizowani w ewentualnych próbach wpływania na decyzje biurokracji, są oni jednocześnie zorganizowani do wykonywania jej poleceń na zasadach dyscypliny partyjnej. Kto się sprzeciwia, jest usuwany, a poza partią nie ma prawa zorganizować się, a więc działać. W ten sposób partia, która na szczytach swej hierarchii jest po prostu zorganizowaną biurokracją, „na dole” staje się narzędziem dezorganizacji prób oporu i wywierania wpływu na władze ze strony klasy robotniczej, a zarazem organizuje klasę robotniczą i inne środowiska społeczne w posłuszeństwie wobec biurokracji. Taka samą funkcję pełnią pozostałe organizacje społeczne kierowane przez Partię, łącznie ze Związkami Zawodowymi. Tradycyjna organizacja robotniczej samoobrony ekonomicznej, poddana kierownictwu jedynej zorganizowanej siły politycznej, tj. partii, stała się posłusznym organem biurokracji, czyli władzy państwowej: politycznej i ekonomicznej. Klasa robotnicza jest pozbawiona organizacji, programu, środków samoobrony.

Biurokracja sprawuje zatem całokształt władzy politycznej i ekonomicznej, pozbawiając klasę robotniczą środków nie tylko władzy i kontroli, ale nawet samoobrony. Wodzowie biurokracji uważają się przy tym za wyrazicieli interesów klasy robotniczej. Jeśli nie mamy oceniać systemu według deklaracji przywódców, musimy zanalizować klasową istotę biurokracji. Fakt, że sprawuje ona władzę, sprawy w ostateczny sposób nie przesądza. Decydują stosunki produkcji: musimy się więc przyjrzeć procesowi produkcji i stosunkom w jakie w tym procesie wchodzą ze sobą klasa robotnicza, jako podstawowy twórca dochodu narodowego i centralna polityczna biurokracja, jako zbiorowy dysponent środków produkcji. (…)

Światowid: Jak już się co inteligentniejsi czytelnicy przekonali ta analiza jest minimum równie aktualna współcześnie, jak była wówczas – i, co ciekawe – odnosi się dokładnie tak samo do kapitalizmu z własnością państwową części/wszystkich przedsiębiorstw, jak i do socjalizmu realnego PRL. Majstersztyk tego „listu do partii” polegał na budowaniu antagonizmu między decydentami z PZPR, partyjnymi „ideowymi dołami” i klasą robotniczą. Uruchamiał więc rozłam wewnętrzny w PZPR i rozłam w narodzie na linii pracownik-rząd. Można powiedzieć, że ktoś starannie przemyślał, gdzie w systemie występują miejsca, w których wystarczy przyłożyć niewielką siłę, by uruchomić poważne i eskalujące konfrontacje. Oczywiście wewnątrz PZPR istniała piąta kolumna, która potrzebowała wielkiego przesilenia wewnętrznego (aż po wojnę domową) by odzyskać władzę – to byli ludzie odsunięci od rządów lub „koryta” po 1956 r., w ramach „wydarzeń” 1968 r. i ich potomstwo bądź całe „rody”. Ogólnie – żydowska mniejszość i jej kolaboranci, tworzący mafię, której wystającym na powierzchnię PRLowskiej polityki „ogonem” była tzw. frakcja „puławian” (przezywana „Żydami” w czasach walk frakcyjnych z gomułkowcami-moczarowcami). Rola „listu otwartego” jako „klucza” do wyjaśniania polskiej historii jest dziś tym większa, że możemy dostrzec, iż stał się on scenariuszem, wg którego zorganizowano późniejsze wydarzenia (1976, Ursus, Radom, KOR, 1980 – „lubelski lipiec”, „sierpień’80”, „Solidarność”, „dialog polityczny” od Magdalenki, przez „Okrągły Stół”, po likwidację PRL w 1989.).


Teksty powiązane:

11 myśli w temacie “O rusofobii w Polsce i krajach Europy Środkowej po „demokratyzacji” i „transformacji ustrojowej”

  1. Apropo wymierania Europy środkowej – czy jest możliwe przeprowadzenie eksperymentu/ankiety wśród czytelników w którym pokazujemy ludziom kanapy tej samej wielkości na których siedzą ludzie bez wieku i płaci, ale: 1 z kilkoma osobami multikulti, 2 z kilkoma osobami białymi, 3 z kilkoma osobami brązowymi, 4 z kilkoma osobami żółtymi, oraz te same kanapy ale z 1 osobą. Dodatkowo zadać pytanie: do której kanapy chciałbyś się dosiąść.
    Taki eksperyment w różnych krajach dał by pogląd co się dzieje w głowach ludzi na świecie.
    Ps
    Jeśli ktoś to zechce zrobić i upublicznić wyniki, to zrzekam się praw do pomysłu.
    ________________
    Światowid: jak sądzę odpowiedź jest w tekście https://swiatowid.video.blog/2021/10/17/zsrr-wiezieniem-narodow-a-rosja-ich-grobowcem-co-lepsze/

    Polubienie

  2. Co do dziejów PRL, to trafiłem na artykuł o zatopieniu przez amerykańskie lotnictwo 20 XII 1972 r. w wietnamskim porcie Hajfong polskiego statku handlowego Józef Conrad:
    https://historiamniejznanaizapomniana.wordpress.com/2015/12/20/w-wietnamie-polski-statek-ms-jozef-conrad-zbombardowany-przez-amerykanow/
    Najciekawsze w tym tekście są fragmenty mówiące o tym, że władze PRL nie podejmowały stanowczych działań względem USA w celu uzyskania adekwatnego odszkodowania, ponieważ już wtedy były uzależnione od Waszyngtonu pożyczkami (najbardziej dosadne są przytoczone poniżej słowa Rakowskiego). Pozwolę sobie zacytować:

    „31 maja 1972 roku, „Józef Conrad” zawinął do portu w Hajfong w Północnym Wietnamie. W ogarniętym wojną wietnamską porcie znalazły się zresztą jeszcze dwa polskie statki „Kiliński” i „Moniuszko”, przy czym dwa pierwsze stały w porcie, a ten ostatni na wewnętrznej redzie. Został tam uwięziony, razem z dwoma innymi wspomnianymi polskimi statkami, po zaminowaniu wyjść z portu przez amerykańskie lotnictwo. Według innego źródła, do zaminowania doszło jeszcze 9 maja, kiedy sześć A-7 Corsair II i trzy A-6 Intruders startujące z USS „Coral Sea” zrzuciły 36 tysiącfuntowych min Mark 52 i Mark 55. A więc wchodząc do portu, „Józef Conrad” musiał przejść nad minami.
    W czerwcu część załóg polskich statków zwolniono do kraju, a na jednostkach pozostały załogi szkieletowe. W przypadku „Józefa Conrada” było to 25 ludzi, ale w chwili nalotu na pokładzie znajdowały się jeszcze trzy osoby: kierownik placówki Chipolbroku, przedstawiciel PLO oraz jego żona. Trzeba dodać, że Polska zachowała neutralność w sprawie wojny wietnamskiej.
    Strona polska złożyła oficjalny protest przeciwko zaminowaniu portu. W odpowiedzi ambasador USA w Warszawie nieco bezczelnie tłumaczył, że: „Stany Zjednoczone rozumieją troskę Polski spowodowaną tym, iż polskie statki handlowe i polscy obywatele mogą być narażeni na trudności i niebezpieczeństwo” oraz „żałują, że konkretne kroki nie mogą być obecnie podjęte dla zapewnienia bezpiecznego wyjścia statków bandery polskiej z portu”.
    Wyjaśniał także, że USA „pragną uniknąć jakiegokolwiek przypadkowego uszkodzenia polskich statków w strefie działań wojskowych”. Prosił też o przekazanie „wszelkich dostępnych informacji identyfikujących statki oraz ich dokładne miejsca postoju w porcie Hajfong”, sugerując, aby „w miarę możliwości statki nie były przycumowane bądź zakotwiczone w bezpośredniej bliskości instalacji wojskowych, takich jak zbiorniki paliwa, magazyny, stanowiska artylerii etc.”.
    Pomimo mało satysfakcjonującej odpowiedzi strona polska nie zdecydowała się na bardziej energiczny protest – port został bowiem zaminowany na 3 tygodnie przed wizytą prezydenta Nixona w Warszawie. Władze polskie liczyły, że wizyta przyczyni się do rozwoju stosunków gospodarczych i zwiększenia amerykańskich kredytów, więc starały się nie rozdmuchiwać incydentu. Wstrzemięźliwe stanowisko Warszawy doceniał nawet amerykański ambasador mówiąc:
    „Rząd USA ceni powściągliwość i umiarkowaną reakcję wykazaną dotychczas przez Polskę i w pełni podziela życzenie Polski, aby uniknąć jakiegokolwiek negatywnego wpływu na pomyślny rozwój stosunków polsko-amerykańskich”
    Statek pozostał więc na następne kilka miesięcy w porcie w Hajfongu, który z końcem roku stał się jednym z głównych celów amerykańskiej operacji Linebacker II. W jej ramach armia USA nasiliła bombardowania Wietnamu Północnego. Działania te, przeprowadzone 18–29 grudnia (znane także jako „Christmas bombings”), były często oceniane jako największa amerykańska wojskowa operacja lotnicza od czasów zakończenia II wojny światowej”.
    (…)
    [Po zatopieniu Józefa Conrada 20 XII 1972] „Władze polskie podjęły działania wobec Stanów Zjednoczonych i tym razem pierwsze reakcje były bardziej zdecydowane. Do polskiego MSZ został wezwany chargé d’affaires ambasady USA w Warszawie, któremu 20 grudnia wręczono notę protestacyjną, stwierdzającą, że „zbombardowanie polskiego statku jest aktem pozostającym w jaskrawej sprzeczności z przyjętymi normami prawa międzynarodowego i obecnym stanem stosunków polsko-amerykańskich”. MSZ protestowało „przeciwko bezprawnemu zbombardowaniu statku polskiej marynarki handlowej, pozbawieniu życia obywateli polskich i zniszczeniu mienia Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”. Domagało się szczegółowych wyjaśnień i zastrzegało sobie prawo do dochodzenia odszkodowania.
    Rząd PRL otoczył rodziny ofiar nalotu troskliwą opieką i zapewnił im pomoc materialną. Przedstawiciele władz wojewódzkich przekazali dla rodzin ofiar osobiste kondolencje od Edwarda Gierka, Henryka Jabłońskiego i Piotra Jaroszewicza. Ocalali członkowie załogi „Józefa Conrada” powrócili już do kraju.
    Prawdopodobnie zbombardowanie „Józefa Conrada” nie było celowym działaniem lotnictwa USA, choć musiało być świadome, że znajduję się tam polska jednostka. W sprawie bombardowania przeprowadziło dochodzenie Kolegium Połączonych Szefów Sztabów USA. Okazało się, że w związku ze skalą operacji nie jest możliwe ustalenie, który z samolotów zaatakował polski statek. A nawet, czy w ogóle to wojsko USA go zniszczyło.
    W rzeczywistości Amerykanie nie mieli jednak wątpliwości, kto odpowiada za atak. Już 20 grudnia sekretarz obrony Melvin R. Laird zadzwonił do prezydenckiego doradcy Henry’ego Kissingera, mówiąc, że „mogliśmy trafić” dwa statki – jeden polski i jeden radziecki (w rzeczywistości poza polską uszkodzono dwie radzieckie jednostki).
    Kissinger odparł, że przecież „powiedzieliśmy im [wojskowym], żeby tego nie robić”. Sekretarz obrony tłumaczył, że przy złej pogodzie i słabej widoczności wszystko mogło się zdarzyć. Dodał, że nie ma pewności, czy Amerykanie zbombardowali statek, jednak nie chciałby stawiać Kissingera w sytuacji, w której ten publicznie by temu zaprzeczał. Poza tą wymianą zdań obaj rozmawiający politycy więcej uwagi poświęcili samolotom amerykańskim zestrzelonym w czasie operacji niż konsekwencjom zbombardowania polskiej jednostki.
    Amerykanie odpowiedzieli na polską notę z opóźnieniem – po 10 dniach. Wcześniej jednak Departament Rolnictwa USA poinformował o przyznaniu Polsce nowej linii kredytowej wysokości 35 mln dolarów (27 grudnia), oraz podpisano porozumienie o odroczeniu o kilka lat terminu spłaty części polskiego zadłużenia wobec USA (30 grudnia).
    Dopiero po podjęciu korzystnych dla Polski decyzji finansowych Amerykanie przekazali odpowiedź na notę. Stwierdzili, że „przypadkowa szkoda pozostaje niefortunną możliwością wszędzie, gdzie prowadzone są działania wojenne i należy zakładać, że statki zawijające do Północnego Wietnamu w czasie takich działań przyjęły ryzyko takiej szkody”. Kluczowym fragmentem noty było stwierdzenie, że USA nie mają obowiązku wypłacenia odszkodowania „za straty doznane w związku z legalnym prowadzaniem działań militarnych”. Strona polska oczywiście zaprotestowała, ale w praktyce nie mogła poczynić żadnych kroków, które prowadziłyby do uzyskania rekompensaty od USA.
    Nie ma dowodów na zawarcie nawet nieformalnego porozumienia (kredyty w zamian za wyciszenie sprawy statku), niemniej stanowisko polskie uległo znacznemu złagodzeniu po podpisaniu korzystnych dla PRL porozumień. Nie bez znaczenia pozostawał też zapewne fakt, że statek był ubezpieczony i Polska ostatecznie otrzymała odszkodowania od towarzystw asekuracyjnych, a „rodziny zabitych marynarzy oraz ranni i poszkodowani otrzymali odszkodowanie od władz polskich zgodnie z umowami zbiorowymi i zasadami ubezpieczeń”. W stosunkach z USA priorytetem były jak najlepsze relacje gospodarcze. Warszawa, zabiegając o kredyty, starała się unikać zadrażnień.
    W kwietniu 1974 r. MSZ oceniało: „W obecnej sytuacji i atmosferze stosunków PRL–USA oraz ze względu na fakt, że otrzymaliśmy odszkodowanie od towarzystw asekuracyjnych, uważamy, że nie należy występować do USA o konkretne odszkodowania. Jak wiadomo, strona amerykańska stanowczo odrzuciła wszelkie roszczenia i podnoszenie tej sprawy w czasie, gdy otrzymujemy od USA korzystne kredyty – byłoby taktycznie niesłuszne”. Kilka lat później (w 1979 r.) w swoich „Dziennikach” Mieczysław F. Rakowski, pisał wprost: „Mówiąc wyraźnie: siedzimy w kieszeni Amerykanów. Potrzebujemy ich pieniędzy”. Rakowski powrócił do tego zagadnienia jeszcze kilka miesięcy później i dość obrazowo zauważał: „Na tym właśnie polega polityczna zależność od Zachodu. Skoro nas karmi pożyczkami, to nie wolno nam podskakiwać. Z kolei takiego podskakiwania oczekują radzieccy. Jesteśmy zatem między młotem a kowadłem”.
    Sprawę nalotu polskie władze uznawały za zamkniętą. Inne zdanie miały natomiast rodziny ofiar i inni poszkodowani, którzy usiłowali wywalczyć odszkodowania, składając pozew przed amerykańskim sądem.
    Inicjatywa i nagłośnienie sprawy w prasie amerykańskiej zbiegły się jednak w czasie z wizytą Edwarda Gierka w USA (październik 1974 r.). W efekcie w stanowisku zajętym przez polskie władze czytamy, że: „W świetle obecnej atmosfery w stosunkach polsko-amerykańskich oraz planowanej w br. wizyty w USA na najwyższym szczeblu nie wydaje się politycznie wskazane zgłaszanie naszych roszczeń rządowi USA”.
    Warszawa, obawiając się niekorzystnego klimatu czy nawet odwołania wizyty, starała się „działać poprzez naszą ambasadę w Waszyngtonie na przyhamowanie sprawy”. Władze nie zaangażowały się także w sprawie pozwu składanego przez polskich obywateli – rozważały jedynie udzielenie nieoficjalnej pomocy prawnikom, jeśli o nią wystąpią. Zastrzegano jednak, że nie będzie żadnych działań oficjalnych”.

    Polubione przez 1 osoba

  3. „A ile narodów skutecznie wymknęło się ze szponów USA? Jak na razie Kuba i Wenezuela”

    W Iberoameryce jeszcze Boliwię i Nikaraguę bym dodał. A w Azji Iran, a ostatnimi laty Filipiny i Turcję (te 2 ostatnie państwa nie w pełni).

    Polubione przez 1 osoba

  4. ŚWIATOWID – BARDZO WAŻNY ARTYKUŁ

    Trudno skomentować w kilku słowach – dlaczego Polacy nienawidzą Rosji?

    Może w punktach

    Są ofiarą prania mózgów – przez obecnych okupantów Polski w celu ochrony ich zdobyczy
    (narracja „patriotyczna” PiS – marionetek US – bronią zdobyczy US)

    Należy zadać pytania
    Czy to Rosja przejęła po transformacji polskie Banki
    Czy to Rosja przejęła po transformacji polski Przemysł – Czy to Rosja zlikwidowała po transformacji polski Przemysł – stoczniowy, samochodowy, maszynowy, chemiczny, włókienniczy..
    Czy to do Rosji płyną PROFITY z „polskiej Kolonii”
    (Gajowy Marucha – ta ruska agentura)

    http://polacy.eu.org/2140/dlaczego-polska-i-polacy-byli-i-sa-caly-czas-niszczeni-/

    STAŁA POLITYKA „DEMOKRATYCZNEGO ZACHODU”
    „Drang nach Osten”
    „General Plan Ost” – Plan zagłady Słowian

    „Zachodnia Demokracja” – polega na podboju, kolonizacji eksploatacji
    – patrz Zwierzenia Ekonomicznego Rozbójnika – Confession of Economic Hitman John Perkins

    „Chybiony Patriotyzm” – Polacy wierzą w propagande wroga i „Propagande Klęski” –, 3 Maja, J.Piłsudski (JP1), JP 2 – Watykan, Prosperita „Zachodu” – wyższość Zachodu; „Żołnierze Wyklęci”

    „Kompleks niższości” – a tymczasem to Słowianie są rasą wyższą – inteligencja, pomysłowość,
    Tłumiona i ukrywana potęga Słowian – to 300 mln ludzi – połowa Europy – konfliktowana, napuszczana, dzielona…

    Fałszowanie historii – tymczasem „Cywilizacja Słowiańska” najstarsza cywilizacja na świecie
    (podobno zeszli z drzew i wyłonili sie z bagien Prypeci – 966), a gdzie Lechia, Ario-Słowianie

    Polska – po II wś – 75% zniszczona (Niemcy – polityka spalonej Ziemi) – odbudowana z popiołów – Rosja nas odbudowała, Niemiec nas obrabował –
    „Rosja nas Okupowała” – nie okupowała, a odbudowała
    „Rosjanie nas mordowali” – Katyń, UB – nie Rosjanie, a żydzi

    „Witajcie jestem ruskim okupantem”

    Prusy/Krzyżacy/Niemcy – największy wróg Polski i Słowiańszczyzny
    Rozbiory – Trzech niemieckich cesarzy

    Skąd się wzięli Niemcy – skradziona tożsamość

    Wolna Polska – o jaką wolną Polskę walczyli „Wyklęci” – czyżby o sanacyjną Piłsudskiego – agenta niemieckiego

    BANDERYZACJA POLSKI

    Polubienie

  5. Światowid,

    wydaje mi się, że korzenie polskiej rusofobii w pewnych środowiskach (gorliwi katolicy oraz potomkowie „sarmackiej” szlachty) sięgają daleko w przeszłość – w czasy szlacheckiej Rz’plitej Obojga Narodów, a za sprawą „polskiego” kk nawet do epoki jagiellońskiej. Tę zaślepioną rusofobię widać np. gołym okiem wśród organizatorów powstania styczniowego. Zna Pan doskonale wypowiedź jednego z organizatorów tego powstania – Bobrowskiego:

    Wywołując powstanie, do którego czynimy przygotowania, spełniamy ten obowiązek w przekonaniu, iż dla stłumienia naszego ruchu, Rossya nietylko kraj zniszczy, ale nawet będzie zmuszoną wylać rzekę krwi polskiej; – ta zaś rzeka, stanie się na długie lata przeszkodą do wszelkiego kompromisu z najezdcami naszego kraju

    https://myslnarodowa.wordpress.com/2013/01/12/powstanie-styczniowe-1863-chybiony-patriotyzm-spustoszenia-swiadomosci-narodowej-wspolczesnych-polakow/

    Ci fanatycy gotowi byli wylać rzekę polskiej krwi, byleby tylko Polacy nadal nienawidzili Rosję.
    W tym miejscu polecam b. dobry tekst Mariusza Agnosiewicza pt: „Papiestwo i narodziny nienawiści polsko-rosyjskiej”:
    http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,8050

    Z podpuszczenia papiestwa i jezuitów, w celu skatoliczenia Rosji, popchnięto durną skatoliczoną, sfanatyzowaną przez kk, jezuitów i Piotra Skargę szlachtę do mieszania się w sprawy Rosji w chwili jej słabości (tzw. „Wielka Smuta”), oraz do militarnego najazdu na Rosję. Znam Polaków, pseudopatriotycznych rusofobów, którzy nadal puszą się tamtą okupacją Kremla. A jeszcze wcześniej, za Aleksandra Jagiellończyka pojawiła się szansa poprawy stosunków Unii Polsko-litewskiej z Rosją. Niestety „polski” kler odmówił koronacji żonie Aleksandra, córce Iwana Srogiego, Helenie, z jednego powodu – była prawosławną a nie katoliczką. Dla niej osobiście było to upokorzenie, a dla Rosji zniewaga. Sekciarstwo religijne „polskiego” kleru storpedowało możliwość poprawy wzajemnych stosunków.
    U szlachty rusofobia miała co najmniej dwie główne przyczyny: fanatyczny katodebilizm nienawidzący prawosławia oraz przyczynę ambicjonalną
    (ta jest widoczna i u współczesnych rusofobów). Otóż szlachta i dzisiejsi rusofobi często rozwodzą się na wspaniałą przeszłością, gdy Unia Polsko-Litewska a później RON (nazywane zawsze „Polską” choć było to państwo wielonarodowościowe) była potężna i silna, a Moskwa maleńkim księstewkiem. Z upływem wieków Rz’plita słabła i karlała, a Rosja rosła w potęgę. I tego rusofoby nie potrafią przeboleć.
    Przy czym – co jest ciekawe i ważne – wściekłą rusofobią szlachty nie zostało zainfekowane polskie chłopstwo. To właśnie polscy chłopi z zaboru rosyjskiego uzbierali pieniądze na pomnik cara Aleksandra II, w podzięce za uwłaszczenie i zniesienie przez niego pańszczyzny:
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Pomnik_Aleksandra_II_w_Cz%C4%99stochowie

    Na polskiej wsi rusofobia pojawiła się dopiero w PRL, i to nie bez udziału kleru, który przez wieki był gnębicielem i ciemiężycielem chłopstwa, a po wywłaszczeniu go i zapędzeniu do kruchty w czasach Gomułki udawać zaczął obrońcę uciskanego ludu przez „złą” komunę ludu i przy pomocy szeptanej propagandy szczuł chłopów przeciwko władzom PRL, „komunie”, ZSRR i „Ruskim”. A w miastach tak samo szczuła robotników i yntelygencję żydowska opozycja. Po sierpniu 80 wielu klechów publicznie obnosiło się ze swoją rusofobią.
    Niestety i ja dałem się na to nabrać, choć ostatecznie wyleczyłem się z rusofobii całkowicie i obecnie jestem zwolennikiem przymierza Polski z Rosją.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Dziękuję za komentarz. Jak Pan trafnie zauważył „rusofobia” była w narodzie polskim ograniczona do szlachty i różnych części inteligencji, które zinternalizowały system wartości / „kulturę” szlachecką (były wychowywane / akulturowane w świecie pojęć i artefaktów kultury szlacheckiej). To garstka ludzi w stosunku do pełnej „masy biologicznej” narodu.
      Nie kwestionuję oczywiście faktów historycznych – wojen szlachecko-moskiewskich a potem powstań szlachecko-inteligenckich, do których wojujący z rosyjskim zaborcą o odtworzenie państwa SZLACHECKIEGO – z bardzo NĘDZNYM skutkiem usiłowali włączyć „naród polski”.
      W efekcie, moim zdaniem, jedyne „narodowe” starcie Polaków z jakąś formą państwa rosyjskiego to wojna z 1920 roku. Ale nie była to wojna narodu z narodem – ze wschodu nie nacierali Rosjanie, a wielonarodowa armia trockistowskiej „rewolucji proletariackiej” z celami politycznymi zupełnie spoza płaszczyzny relacji Polacy-Rosjanie, naród-naród. Sądzę, że akurat w tamtej wojnie doszło do jakiejś autentycznej mobilizacji narodowej po stronie polskiej, nie w obronie „katolicyzmu” przez „bezbożnictwem”, ale „przestrzeni geograficznej narodu” przed „obcymi” – nie było tu jednak „ostrza” antyrosyjskiego. Także walki po 1945r. nie wytworzyły napięć na linii naród-naród.
      To dopiero inżynieria społeczna wprawiona w ruch po 1968, wzmacniana etapami po 1980 i 1989, z bardzo dużym zaangażowaniem sekty watykańskiej i agentury USA, zaczęła budować realną wrogość między narodami – o takim zasięgu społecznym (demograficznym), o jakim garstka IDIOTÓW z 1863r. nie mogła marzyć.

      I nie, nie ignoruję tu różnych niesnasek organizowanych wiekami przez watykańskich sekciarzy – także one nie biegły realnie po linii etnicznej – wojna katolicyzmu z prawosławiem nie zawierała pierwiastka narodowego i nigdy nie była „naszą” wojną „narodową”. Sekta watykańska szczuła na każdą formę innowierstwa lub ateizmu bez jakichkolwiek etnicznych podtekstów.

      Oczywiście może się Pan ze mną nie zgodzić, przedstawiam tu MÓJ punkt widzenia, a nie „prawdę objawioną”, niemniej mam powody historyczne / faktograficzne dla takiego punktu widzenia.

      Bardzo dziękują za Pana uwagi. Komentarze osoby inteligentnej, z ogromną wiedzą i latami doświadczenia w internetowej wojnie o prawdę są dla mojego „bloga” nobilitujące.

      Polubienie

      1. Światowid,

        odnośnie sekty watykańskiej dodam tu jeszcze – nie organizuje ona praktycznie krucjat różańcowych przeciwko jakiemukolwiek innemu państwu, a jedynie przeciwko Rosji, tzn. „o nawrócenie Rosji”.
        https://www.radiomaryja.pl/bez-kategorii/nawrocenie-rosji/

        Kliknij, aby uzyskać dostęp BDIC_FP_2175_1952_34_.pdf

        https://ne-np.facebook.com/krucjatamlodych/videos/r%C3%B3%C5%BCaniec-publiczny-o-nawr%C3%B3cenie-rosji-przed-ambasad%C4%85-tego-kraju-w-warszawie-19-m/2571477146318613/

        W sieci znajdzie Pan dużo linków o „modlitwach” i „różańcach o nawrócenie Rosji”. I nie idzie tu głównie o prawosławie, gdyż podobnych modlitw o „nawrócenie” prawosławnych Ukrów czy Serbów katolicy nie organizują. O „nawrócenie” protestanckich Szwedów, Niemców czy usraelitów też się tak nie modlą. Jedynie Rosja jest dla nich „solą w oku”.

        Oczywiście, że dla katolactwa każdy innowierca jest wrogiem i chcieliby nawrócić na ich żydogenny katolicyzm wszystkich. Niemniej takich „krucjat” i „modlitw” jak o „nawrócenie Rosji” nie robią przeciwko innym państwom. Czyż to nie jest dowodem na szczególną rusofobię katolactwa?

        W moim przekonaniu tak. Choć każdy ma prawo widzieć to inaczej.

        Pozdrawiam

        Polubienie

        1. Za nawrócenie Żydów modlą się co roku w okolicach Jarych Godów czyli ichniej „wielkanocy”, choć od pewnego czasu (od 2009r.)z twarzą na ziemi, by nie urazić „starszych braci”:
          https://wiadomosci.wp.pl/z-modlitwy-o-nawrocenie-zydow-znikna-obrazliwe-slowa-6036410062160513a

          nowa modlitwa zostanie ogłoszona w najbliższych dniach. Usunięte zostaną z niej słowa o „zaślepieniu” i „ciemnościach”, uważane przez Żydów za obraźliwe.

          W starym tekście modlono się o nawrócenie Żydów prosząc Boga: „Wysłuchaj modły nasze za ten lud zaślepiony, aby wreszcie, poznawszy światło prawdy, którym jest Chrystus, z ciemności swoich ostał wybawiony”.

          Po ogłoszeniu papieskiego dokumentu w lipcu zeszłego roku, zezwalającego na odprawianie tradycyjnej mszy łacińskiej, środowiska żydowskie apelowały do Benedykta XVI o modyfikację modlitwy, znajdującej się w liturgii na Wielki Piątek.

          Według włoskiej gazety w nowej wersji modlitwy zachowana zostanie jej najważniejsza intencja – o nawrócenie Żydów.

          Więc jeśli Rosjanie są dla watykańskiej sekty „narodem jeszcze bardziej specjalnej troski” niż Żydzi – to jak często sekciarze modlą się za ich nawrócenie z prawosławia na watykanizm – w każdą niedzielę?

          Polubienie

  6. Bardzo dobry artykuł który powinien dotrzeć do szerszego grona odbiorców.

    Jako uzupełnienie, jeśli Pan oczywiście nie zna, przesyłam poniższy filmik który nawiązuje do Pańskiego artykułu i może uzna Pan że jest w nim jeszcze coś, co będzie przydatne.

    W jaki sposób można wesprzeć Pańską działalność?

    Polubienie

    1. Dziękuję za dobre słowo. Na ten moment jedyny sposób wsparcia to zalinkowanie tekstów na różnych blogach, forach, na Facebooku, Twitterze, czy gdzie Tam Pan chce i może. Myślałem o jakiejś kryptowalucie, ale jedyna opcja gwarantująca anonimowość wpłacającego i odbiorcy to Monero. Może za jakiś czas dodam adres i kod QR, ale najpierw musszę napisać artykuł o tych sprawach – dlaczego Monero i jak to się wpisuje w narodową strategię walki informacyjnej. Dużo pracy, więc czeka.

      Polubienie

Dodaj komentarz